Strona:PL Balzac - Podróż do Polski.djvu/52

Ta strona została przepisana.

ten wóz jest w złym stanie; że, gdyby się złamał, wpadłbym w ręce żydów, którzyby mi kazali zapłacić za naprawę drożej niż za wóz, i że, na każdej stacji, znajdę na swój użytek tego rodzaju wóz ale mocniejszy. Oto co się zowie uczciwy oberżysta. Sztafeta nie wracała. Mój gospodarz poradził mi zjeść śniadanie, mówiąc że mam dużo czasu. Naraz, wchodzi jakaś osobistość, która siada i mówi:
— Czy pan jest pan de Balzac?...
— Tak, panie, odparłem przypuszczając jakąś wizytę policji.
— Och! bardzo jestem szczęśliwy! Jestem Janin.
— Czem mogę panu służyć?
— To ja jestem do pańskich usług, odparł Janin. Jestem prawie jedyny człowiek w Brodach, który mówi dobrze po francusku; jestem z Neuchatel. Ilekroć przybędzie tu jaki Francuz, posyłają po mnie, pomagam mu, bo Francuz jest tu w wielkim kłopocie; ale przyjeżdżają tak rzadko! Francuz tutaj, to osobliwość.
Wszystko to było powiedziane w jednym tonie.
— Jakto, panie, pan chce jechać w ten sposób do Rosji? Ależ pan nie wie, co pan czyni!... Pan nie wie, co to jest; pan już nie jest tutaj w Europie: jest pan w Chinach; granica chińska jest w Radziwiłłowie. Umie pan po polsku?
— Nie.
— Zatem po rosyjsku?
— Nie.
— I jest pan sam!
— Sam.
Janin zmierzył mnie oczyma od stóp do głów, niby osobliwe zwierzę, i wyszedł, aby opowiedzieć całym Brodom ten fakt nadzwyczajny, niesłychany. Ostatni Francuz nie kupiec, który przejeżdżał przez Brody, to był pan de Fougeres. Przyjechał do wuja, który został na Ukrainie od r. 1790 i który tu zrobił majątek. Lęk przed nieznanem zaczynał mnie trawić, traciłem moją niezmąconą niecierpliwość, która jest u mnie objawem gorącej krwi, o wiele lepszej niż zimna krew. Naraz, około południa, wróciła moja szta-