Zaziębiony jestem od dwóch dni, co potrwa prawdopodobnie dwa miesiące; na razie nie mogą wychodzić z domu. Mam jechać do Kijowa, Rzymu północy, miasta o trzystu kościołach, aby się pokłonić generał-gubernatorowi, wicekrólowi trzech gubernij wielkich jak królestwo, i uzyskać pozwolenie pobytu. Fizycznem niepodobieństwem jest, abym mógł wrócić do Francji wcześniej niż za sześć lub osiem miesięcy, zaczyna się bowiem zima, a nie mogę ryzykować podróży w zimie. Prawdopodobnie będę w Paryżu w kwietniu, ale wrócę z pewnością tutaj, chcemy bowiem zrobić podróż na Krym, na Kaukaz, aż do Tyflisu. Ta podróż bardzo mi się uśmiecha; niema nic piękniejszego niż tamte strony. Powiadają, że to Szwajcar ja, z dodatkiem morza i podzwrotnikowej wegetacji.
Bywaj więc zdrowa; prawda, jeszcze słówko. Cholera wraca do nas, jest już w Kijowie lub blisko tego, i czyni sumienne spustoszenia. Nie miej o mnie żadnych obaw, bo cholera zabija jedynie ciepłych wujaszków, a moja sukcesja nie jest jeszcze dość poważna, aby mnie cholera wzięła pod uwagę; zostawia w spokoju łudzi, którzy mają jeszcze długi.
Tysiąc serdeczności wszystkim, a tobie w szczególności.
Powiedz mężowi, że drzewa mają właśnie te rozmiary których brak we Francji, i że jest z pewnością ze sto tysięcy pni; ale jego rachunki są ścisłe, aż nadto prawdą jest, że transport z jednej linji kolejowej na drugą we Wrocławiu, w Berlinie, w Magdeburgu, udaremnia wyzyskanie tych bogactw. Myślałem właśnie o tem w czasie gdy szedł twój list.
Niema sposobu przewiezienia drzewa do Wisły i załadowania go w Gdańsku do Hawru, bo niema drogi między miejscem pro-