łości. Toteż, biedna pannica wzdychała iż jej wybrane naczynie było pęknięte na dwa kawałki. Jeden Bóg mógł zespolić kawalera de Valois i pana du Bousquier. Iżby czytelnik dobrze zrozumiał wagę słów jakie Kawaler i panna Cormon mieli wymienić, trzeba objaśnić dwie poważne sprawy które zaprzątały miasto i co do których zdania były podzielone. Du Bousquier był w nie zresztą wmięszany dość tajemniczo. Jedna tyczyła proboszcza z Alençon, który złożył niegdyś konstytucyjną przysięgę, i który zwyciężał obecnie katolickie uprzedzenia rozwijając najwznioślejsze cnoty. Był to niby Cheverus na małą skalę, a oceniono go tak dobrze, iż, kiedy umarł, całe miasto płakało. Panna Cormon i X. de Sponde należeli do tego kościółka wzniosłego w swej prawowierności, który był tem w stosunku do Rzymu czem byli ultra w stosunku do Ludwika XVIII. Ksiądz zwłaszcza nie uznawał Kościoła, który z musu wszedł w układy z konstytucjonalistami. Proboszcz nie miał wstępu do domu panny Cormon, której sympatye przypadły proboszczowi św. Leonarda, arystokratycznej parafii Alençon. Du Bousquier, ów zaciekły liberał pod skórą rojalisty, wiedział jak bardzo takie punkty sporne potrzebne są malkontentom stanowiącym główny kadłub wszelkiej opozycji, i skupił już sympatje mieszczaństwa dokoła tego proboszcza.
A oto druga sprawa: Z tajemnego natchnienia tego grubo ciosanego dyplomaty, wykwitła w Aleçon myśl zbudowania teatru. Seidowie du Bousquiera nie znali swego Mahometa, ale byli przez to tem żarliwsi mnie-
Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.