— W jaki sposób? rzekła stara panna z zapałem chrześcijańskiego miłosierdzia.
— Nie przyjmuj go, póki się nie ożeni; obyczajność i religja nakazują ci okazać w tej sprawie przykładną surowość.
— Skoro wrócę z Prébaudet pomówimy o tem, moja droga; poradzę się wuja i księdza Couturier, rzekła panna Cormon wracając do salonu, który znajdował się w tej chwili w momencie najwyższego ożywienia.
Światła, grupy dobrze ubranych kobiet, uroczysty ton, dostojny charakter tego zebrania, wszystko to napawało pannę Cormon, narówni z gośćmi, dumą z tego arystokratycznego poloru. Zdaniem wielu osób, czegoś więcej nie znalazłoby się w Paryżu w najlepszem towarzystwie. W tej chwili, du Bousquier, który grał w wista z panem de Valois i dwiema starszemi damami, panią du Coudrai i panią du Ronceret, był przedmiotem tajemnej ciekawości. Raz po raz zachodziły młode kobiety, które, pod pozorem przyjrzenia się grze, przyglądały mu się tak osobliwie, mimo że ukradkiem, iż stary kawaler myślał że coś jest nie w porządku w jego tualecie.
— Czyżby mi się peruka przekrzywiła? myślał, z ową troską o swoją głowę, jaka nawiedza często starych kawalerów.
Skorzystał z omyłki, która zakończyła siódmego robra, aby wstać od stołu.
— Nie mogę tknąć karty aby nie przegrać, rzekł; doprawdy prześladuje mnie nieszczęście.
Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.