odparła zacna panienka, którą uderzyło słowo bogactwo.
— A? podatki są tu tak wysokie? spytał wicehrabia, który zaprzątnięty swemi myślami nie zauważył tego nieporozumienia.
— Nie wiem, odparł ksiądz. Siostrzenica zarządza swoim i moim majątkiem.
— Podatki to głupstwo dla ludzi bogatych, odparła panna Cormon, która nie chciała się wydać skąpa. Co się tyczy mebli, zostawię je tak jak są i nie będę nic zmieniała: chyba że wyjdę za mąż; wówczas bowiem wszystko musi tu być wedle upodobań pana domu.
— Ma pani ładne zasady, rzekł z uśmiechem wicehrabia, mąż pani będzie szczęśliwym człowiekiem...
— Nigdy mi nikt nie powiedział czegoś tak miłego, pomyślała stara panna.
Wicehrabia powinszował pannie Cormon nakrycia, urządzenia domu, wyznając iż miał prowincję za zacofaną, tymczasem widzi że jest pełna komfortu.
— Co to za jakieś słowo, dobry Boże? pomyślała. Czemuż niema kawalera de Valois aby coś odpowiedzieć! Komfort! Czy to jakie zagraniczne słowo? To nic, powiedziała sobie, to może coś rosyjskiego, czego nie jestem obowiązana rozumieć.
— Ależ tak, odparła głośno, czując ów przypływ wymowy, jakiego doświadczają wszystkie prawie istoty w ważnych okolicznościach, mamy tu, proszę pana, najwykwintniejsze towarzystwo. Miasto zbiera się właśnie u mnie. Będzie pan mógł to niebawem osądzić, moi stali goście wiedzą już z pewnością o moim po-
Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.