Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

To zdanie stało się konkluzją owego uroczystego i straszliwego dnia.
Nazajutrz, przez całe rano, najmniejsze szczegóły tej komedji obiegały wszystkie domy w Alençon i, powiedzmy to na hańbę tego miasta, budziły powszechny śmiech. Nazajutrz, panna Cormon, której puszczenie krwi doskonale posłużyło, byłaby rozbroiła najzawziętszych kpiarzy, gdyby byli świadkami szlachetnej godności, wspaniałej chrześcijańskiej rezygnacji, która ją ożywiała, kiedy podała ramię swemu mimowolnemu zwodzicielowi aby zejść na śniadanie. Okrutni żartownisie którzyście sobie z niej dworowali, czemużeście jej nie widzieli gdy mówiła do wicehrabiego.
— Pani de Troisville niełatwo znajdzie tu mieszkanie, któreby się jej nadało; niech mi pan zrobi tę łaskę, aby przyjąć mój dom na cały czas przez który państwo urządzą sobie coś w mieście.
— Ależ, pani, ja mam dwie córki i dwóch chłopaków, sprawilibyśmy pani wielki kłopot.
— Niech mi pan nie odmawia, rzekła ze spojrzeniem pełnem skruchy.
— Proponowałem to w odpowiedzi którą panu przesłałem na los szczęścia, rzekł ksiądz, ale jej pan nie dostał.
— Jakto, wuju, wiedziałeś?...
Biedna dziewczyna urwała. Joasia wydała westchnienie. Ani wicehrabia de Troisville ani wuj nie zauważyli nic. Po śniadaniu, ksiądz de Sponde, zabrał wicehrabiego, tak jak się umówili w wilję, aby mu po-