Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

natręctwa; nie chciałem się spuścić na tego ciemięgę Jakóba z zapytaniem o pani zdrowie i przyszedłem sam.
— Mam się zupełnie dobrze, rzekła wzruszonym głosem. Dziękuję panu, panie du Bousquier, dodała po pauzie i z naciskiem, za trud jaki pan sobie zadał i jaki ja panu sprawiłam wczoraj...
Przypomniała sobie, że była w ramionach du Bousquiera i zwłaszcza ten traf wydał się jej nakazem niebios. Poraz pierwszy w życiu ujrzał ją mężczyzna z rozciętym gorsetem, przerwanem sznurowadłem, z jej skarbami gwałtownie wysadzonemi z oprawy.
— Niosłem panią z tak szczerego serca, że wydała mi się pani lekka.
Tu, panna Cormon spojrzała na du Bousquiera tak, jak jeszcze nigdy nie spojrzała na żadnego mężczyznę. Ośmielony liwerant strzelił w starą pannę wzrokiem który wniknął jej do serca.
— Szkoda, dodał, że to mi nie dało prawa zachowania pani na zawsze dla siebie. (Słuchała z zachwyconą miną.) — Zemdlona tam, na tem łóżku, była pani, mówiąc między nami, olśniewająca; nie widziałem w życiu piękniejszej osoby, a widziałem wiele kobiet!... Kobiety pulchne mają tę przewagę, że przedstawiają wspaniały widok, wystarczy im pokazać się, a zwyciężają!
— Pan sobie żartuje ze mnie, rzekła stara panna, a to nie ładnie, w chwili gdy całe miasto tłómaczy sobie może źle to co mi się zdarzyło wczoraj.
— Tak jak nazywam się du Bousquier, droga pani,