tak nie zmieniłem się nigdy w uczuciach dla pani, i pierwsza rekuza nie zraziła mnie.
Stara panna trzymała oczy spuszczone. Nastała chwila milczenia, okrutna dla du Bousquiera. Ale panna Cormon powzięła postanowienie, podniosła powieki, łzy kręciły się w jej oczach, spojrzała tkliwie na du Bousquiera.
— Jeżeli tak, proszę pana, rzekła drżącym głosem, niech mi pan tylko przyrzeknie że będziesz żył jak chrześcijanin, że nigdy nie będziesz gwałcił moich religijnych uczuć, że mi zostawisz swobodę w wyborze spowiednika, a oddaję panu rękę, rzekła wyciągając dłoń.
Du Bousquier chwycił tę poczciwą tłustą rękę pełną talarów, i ucałował ją ze czcią.
— Ale, rzekła panna Cormon pozwalając się całować w rękę, proszę jeszcze o jedną rzecz.
— Zgadzam się, i, jeżeli ta rzecz jest niemożliwa, zrobię ją (reminiscencja z Beaujona).
— Niestety! ciągnęła stara panna, dla mojej miłości, trzeba panu obciążyć duszę grzechem, straszliwym, wiem o tem, bo kłamstwo jest jednym z siedmiu grzechów głównych; ale pan się z niego wyspowiada, nieprawdaż? Oboje go odpokutujemy... (Spojrzeli na siebie czule.) — Zresztą, może to wchodzi w zakres kłamstw, które Kościół nazywa miłosiernemi...
— Czyżby z nią było jak z Zuzanną? powiadał sobie du Bousquier. Cóż za szczęście! — I cóż, droga pani? rzekł głośno.
— Trzeba, ciągnęła, aby pan zdecydował się...
Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.