— Co takiego?
— Oświadczyć, że to małżeństwo było ułożone między nami od pół roku...
— Urocza istoto, rzekł liwerant tonem człowieka który się poświęca, takie ofiary czyni się jedynie dla istoty ubóstwianej od dziesięciu lat.
— Mimo mej srogości? rzekła.
— Tak, mimo twej srogości.
— Panie du Bousquier, źle pana sądziłam.
I znów podała mu tłustą czerwoną rękę, którą znów du Bousquier ucałował.
W tej chwili drzwi się otwarły, narzeczeni spojrzeli kto wchodzi i ujrzeli uroczego spóźnionego Kawalera.
— A, rzekł wchodząc, już wstałaś, piękna królowo.
Uśmiechnęła się do Kawalera i uczuła że się jej serce ściska. Pan de Valois, niezwykle młody i powabny, miał minę Lauzuna wchodzącego do Palais Royal do Mademoiselle.
— Cóżto, drogi panie du Bousquier, rzekł drwiącym tonem tak bardzo czuł się pewny powodzenia, pan de Troisville i ksiądz de Sponde oglądają pański dom jak dwaj geometrzy.
— Dalibóg, rzekł du Bousquier, jeżeli wicehrabia de Troisville ma nań ochotę, oddam mu go za czterdzieści tysięcy franków. Będzie mi zgoła niepotrzebny! — Jeżeli moja pani raczy pozwolić?... Musi się wreszcie świat o tem dowiedzieć... Czy wolno mi powiedzieć?... Tak?... A więc, mój drogi Kawalerze, bądź pierwszym, któremu oznajmię... (Panna Cormon spuściła oczy.) zaszczyt, rzekł ex-liwerant, łaskę jaką
Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.