Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

zdaje mi się poszło od pani de Staël przez Benjamina Constant. Począwszy od tego wieczoru, nieszczęśliwy młodzieniec zaczął się przechadzać w najbardziej malowniczej okolicy Sarty, na brzegu, skąd rysownicy nawykli kreślić swoje widoki Alençon. Są tam młyny. Rzeka ożywia widok łąk. Brzegi Sarty obrosłe są drzewami o wykwitnym rysunku i ładnie rozmieszczonemi. Krajobraz jest nieco płaski, nie brak mu wszakże owego przystojnego wdzięku, cechującego Francję, gdzie oczu nigdy nie nuży wschodni blask, ani też nie zasmucają zbyt uporczywe mgły. Miejsce to było zazwyczaj samotne. Na prowincji nikt nie zwraca uwagi na ładny widok, czy to że są niem przesyceni, czy dla braku poezji w duszy. Jeżeli istnieje na prowincji jakiś punkt, miejsce, promenada skąd roztacza się wspaniały widok, można być pewnym że nikt tam nie chodzi. Atanazy upodobał sobie tę samotnię ożywioną zwierciadłem wody, zieleniącą się łąkami w pierwszem uśmiechu wiosennego słońca. Ci, którzy widywali go jak siedział pod topolą i spotkali się oczyma z jego głębokiem spojrzeniem, mówili nieraz do pani Granson:
— Syn pani ma coś.
— Wiem co on tam robi! odpowiadała matka z zadowoloną miną, dając do zrozumienia że on duma nad jakiemś wielkiem dziełem.
Atanazy przestał zajmować się polityką, poniechał wszelkich przekonań. Bywał, od czasu do czasu, dość wesoły, ową ironiczną wesołością ludzi, którzy w duszy urągają całemu światu. Ten młodzieniec żyjący poza kręgiem wszystkich myśli, wszystkich uciech prowincji,