Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

roku, przez który grał stale na zwyżkę, du Bousquier stworzył sobie majątek osobisty prawie równie znaczny co majątek żony. Ale te straszliwe wróżby, te rewolucyjne inowacje były jeszcze niczem wobec wypadku, który się wiązał z tem małżeństwem i ukazał je w jeszcze smutniejszem świetle. W sam wieczór ślubu Atanazy i jego matka siedzieli po obiedzie przy nędznym chruścianym ogniku, który służąca zapalała im w salonie przy deserze.
— No i cóż, pójdziemy dziś wieczór do prezydenta du Ronceret, skoro niema już panny Cormon, rzekła pani Granson. Mój Boże! nigdy nie nauczę się nazywać jej panią du Bousquier, to nazwisko kaleczy mi wargi.
Atanazy spojrzał na matkę smutno i z zakłopotaniem; nie umiał się już uśmiechać, a chciał niejako powitać tę naiwną myśl, która koiła jego ranę nie mogąc jej uleczyć.
— Mamo, rzekł głosem niemal dziecinnym, tak brzmienie jego było łagodne, gdy wymawiał to słowo zapomniane od kilku lat; droga mamo, nie wychodźmy jeszcze, tak dobrze tu przy ogniu!
Matka wysłuchała tej prośby zrodzonej ze śmiertelnego bólu, mimo że nie zrozumiała jej głębi.
— Zostańmy, dziecko, rzekła. Z pewnością wolę rozmawiać z tobą, słuchać twoich projektów, niż grać w bostona w którego mogę przegrać.
— Ładna jesteś dziś wieczór, lubię na ciebie patrzeć. A przytem jestem w nastroju, który harmonizuje z tym biednym salonikiem gdzieśmy tyle wycierpieli.