Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

Przyciągnął wspaniałą Zuzię, obejmując jej nogi kolanami. Dziewczyna nie broniła się, ona tak harda na ulicy, ona, która, po dwadzieścia razy, odtrąciła propozycje miejscowych kobieciarzy, zarówno przez ambicję jak przez wzgardę dla ich sknerstwa. Zaczem Zuzia podsunęła swój rzekomy grzeszek przed oczy Kawalerowi tak śmiało, iż stary grzesznik, któremu zdarzało się w życiu przeniknąć głębsze tajemnice bardziej wytrawnych istot, ocenił rzecz jednym rzutem oka. Wiedział dobrze, że żadna młoda dziewczyna nie żartuje tak z prawdziwej hańby; ale nie silił się zwalić gmachu tego ładnego kłamstewka dotykając go palcem.
— He, he, Zuzia się oczernia, rzekł Kawaler uśmiechając się z nieporównanym sprytem; Zuzia jest cnotliwa jak piękna dziewczyna której nosi imię; mogłaby wyjść za mąż bez obawy; ale Zuzia nie ma ochoty wegetować tutaj, chce jej się Paryża gdzie czarujące istotki robią majątek kiedy mają rozumek, a my go mamy, hoho! Chcemy się tedy przekonać, czy stolica rozkoszy ześle nam młodych kawalerów de Valois, karetę, djamenty, lożę w Operze. Rosyanie, Anglicy, Austryacy zwieźli tam miliony, na których mamusia zahipotekowała nam posag, dając nam urodę. Przytem Zuzia jest patrjotka, chce pomóc Francyi, która ma do odebrania pieniądze w kieszeni tych panów. Hehe! moje ty djablątko, to wcale nie źle. Świat, twój mały światek, pokrzyczy nieco, ale powodzenie usprawiedliwia wszystko. Co jest bardzo źle, moje dziecko, to nie mieć pieniędzy, i oto choroba nas obojga. Ponieważ mamy główkę nie od parady, przyszło nam na myśl wyzyskać