Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

Matka znajdzie jakiś pozór aby mnie tam wysłać: jakiś wuj może mnie wezwać, ciotka umarła, pani jakaś chce się mną zająć. Chodzi tylko o pieniądze potrzebne na podróż i na to co pan wie...
Nowina ta była dla du Bousquiera tysiąc razy ważniejsza niż dla kawalera de Valois; ale jedynie on i kawaler byli wtajemniczeni w sekret który odsłoni dopiero zakończenie tej historyi. Na razie, wystarczy powiedzieć, że kłamstwo Zuzi wniosło taki zamęt w głowę starego kawalera, iż nie mógł się zdobyć bodaj na jedną myśl. Gdyby nie to pomięszanie i nie jego wewnętrzna radość (miłość własna bowiem jestto hultaj, który nigdy nie chybi swej ofiary), zastanowiłby się, iż uczciwa dziewczyna jak Zuzia, o sercu jeszcze nie zepsutem, raczej umarłaby sto razy, nimby wszczęła tego rodzaju dyskusyę i zażądała odeń pieniędzy. Byłby wyczytał w spojrzeniu gryzetki owo okrutne spodlenie gracza, który zamordowałby człowieka, byle zdobyć pieniądze na stawkę.
— Pojechałabyś tedy do Paryża? rzekł.
Słysząc to, Zuzia rozpromieniła się; radość rozzłociła jej szare oczy; ale szczęśliwy du Bousquier nie widział nic.
— Oczywiście, proszę pana!
Du Bousquier zaczął stękać: właśnie zapłacił ostatnią ratę za dom, ma płacić malarza, murarza, cieślę; ale Zuzia pozwoliła mu się wygadać, czekała cyfry. Du Bousquier ofiarował sto talarów. Zuzanna uczyniła teatralny gest osoby, która zamierza opuścić pokój.
— No cóż! gdzie ty idziesz? rzekł du Bousquier