Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

pięć do trzydziestu osób, licząc bawiących się rozmową, ale często było więcej niż czterdzieści. Wówczas Jacenty oświetlał gabinet i buduar. Między ósmą a dziewiątą, służący zaczynali napływać do przedpokoju po swoich państwa; i — z wyjątkiem jakiegoś szczególnego wydarzenia — o dziesiątej nie było już w salonie nikogo. O tej godzinie goście szli gromadkami przez ulicę, omawiając karciane epizody lub wymieniając w dalszym ciągu uwagi o transakcyach, sukcesyach, nieporozumieniach między spadkobiercami, o pretensyach arystokratycznego towarzystwa. Było to coś niby w Paryżu wyjście z teatru.
Niektórzy ludzie, rozprawiający wiele o poezyi a nie mający o niej pojęcia, piorunują przeciw obyczajom prowincyi; ale złóżcie czoło na dłoni, siądźcie przy kominku z łokciami wspartemi o kolana, następnie zaś skoro wżyjecie się w łagodną i harmonijną całość jaką tworzy ten krajobraz, dom, wnętrze, to towarzystwo i jego interesy powiększone małością ducha niby złoto klepane między kartkami pergaminu, zapytajcie samych siebie, co to jest życie ludzkie. Wybierajcie między tym, kto wyrył kaczki na egipskich obeliskach, a tym kto grał przez dwadzieścia lat bostona z du Bousquierem, z p. de Valois, panną Cormon, prezydentem sądu, prokuratorem, księdzem de Sponde, panią Granson e tutti quanti. Jeżeli dokładne i codzienne powtarzanie tych samych kroków na tej samej ścieżce nie jest szczęściem, udaje je tak dobrze, iż ludzie których burze niespokojnego życia przywiodą do