Rozmowy toczące się co wieczór w salonie panny Cormon doskonale utrzymywały ewidencję ruchu ludności; nie zjawił się w Alençon nikt obcy, iżby nie miała wskazówek o jego obyczajach, majątku i stanowisku. Ale Alençon nie jest miastem któreby nęciło obcych; nie leży na drodze do żadnej stolicy, nie nastręcza pola do przypadków. Marynarze udający się z Brest do Paryża nie zatrzymują się tu nawet. Biedna panienka zrozumiała wreszcie, że jest skazana na tubylców: toteż oko jej przybierało niekiedy wyraz prawie okrutny, na który chytry Kawaler odpowiadał przenikliwem spojrzeniem, dobywając tabakierki i spoglądając na księżnę Gorycę. P. de Valois wiedział, iż, w kodeksie niewieścim, wierność dawnej miłości jest rękojmią na przyszłość. Ale panna Cormon, przyznajmy to, nie była zbyt bystra; manewr z tabakierką nic jej nie mówił. Zdwajała swą czujność, aby zwalczać podszepty Szatana. Ostra dewocja oraz surowe zasady wtłaczały jej okrutne męczarnie w tajemnicę życia prywatnego. Co wieczór, zostawszy sama, myślała o swej straconej młodości, o zwiędłych powabach, o zawiedzionym głosie natury; i, poświęcając u stóp krzyża swoje namiętności, — poezje skazane na uwięzienie w tece — przyrzekała sobie, gdyby przypadkiem nastręczył się jaki człowiek dobrej woli, nie poddawać go już żadnej próbie i przyjąć takim jak jest. Zgłębiając swoje dobre chęci, w pewne wieczory uciążliwsze od innych, dochodziła do tego, iż zaślubiała w myśli jakiegoś podporucznika, lekkoducha którego przyrzekała sobie, zapomocą starań, względów i słodyczy, uczynić najsta-
Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.