żenie warstwy śniegu, wówczas właściciel może się spodziewać obfitego zbioru jabłecznika. Szacując tak przyszłą zawartość beczek, panna Cormon czuwała równocześnie nad naprawami, jakie spowodowała zima: wydawała zlecenia tyczące ogrodu i sadu, skąd czerpała mnogie zapasy. Każda pora miała swoje sprawy. Przed wyjazdem panna Cormon wydawała obiad dla swoich wiernych, mimo że miała ich ujrzeć z powrotem za trzy tygodnie. Wyjazd ten stanowił zawsze nowinę głośną w Alençon. Ci goście którzy zalegali z wizytą, napływali tłumnie do salonu, każdy przychodził życzyć jej szczęśliwej podróży, jakgdyby jechała do Kalkuty. Następnie, nazajutrz rano, wszyscy kupcy wylęgali przed sklepy. Wielcy i mali przyglądali się przejeżdżającej karjolce, zdawałoby się że sobie udzielali nowiny, powtarzając sobie wzajem:
— Oho, panna Cormon jedzie do Prébaudet!
Ktoś mówił:
— Tej bieda w życiu nie grozi!
— Ba, ba, mój sąsiedzie, odpowiadał drugi, to zacna osoba; gdyby majątek zawsze dostawał się w podobne ręce, nie byłoby w okolicy ani jednego żebraka...
A znowuż inny:
— O, o, nie dziwię się, że winko już kwitnie, toć to panna Cormon jedzie do Prébaudet. Czem się dzieje, że jej tak ciężko wyjść za mąż?
— Ja sambym się z nią ożenił, odpowiadał jakiś żartowniś; małżeństwo już tak jakby ubite, jedna strona się godzi, tylko druga nie chce. Ba! to dla pana du Bousquier pali się w tym piecu.
Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.