wierszach; są o wiele lepsze od stosów poezyj które zawalają magazyny księgarskie. Te wytworne słowiki[1] sprzedawane nieco drożej od innych dla ich welinowego papieru, ścielą sobie prawie z reguły gniazdka na brzegach Sekwany, gdzie możesz iść studjować ich pienia. Radzę ci, któregoś dnia, podjąć pouczającą pielgrzymkę po Wybrzeżu, począwszy od wystawy starego Jerôme przy moście Notre-Dame, aż pod most Królewski. Znajdziesz tam wszystkie Próby poetyckie, Natchnienia, Wzloty, Hymny, Pieśni, Ballady, Ody, słowem wszystkie pączuszki rozkwitłe od siedmiu lat, muzy pokryte pyłem, ochlastane przez doróżki, wygniecione przez przechodniów oglądających tytułową rycinę. Nie znasz nikogo, nie masz przystępu do żadnego dziennika: twoje Stokrocie zostaną wstydliwie zwinięte tak jak je trzymasz w tej chwili; nie zakwitną nigdy w słońcu rozgłosu na welinowej łące, orzeźwione kroplami rosy które rozdaje znakomity Dauriat, księgarz sław, król Galeryj drewnianych. Moje biedne dziecko, i ja przybyłem, jak ty, z sercem pełnem iluzyj, pchany miłością sztuki, niesiony żądzą sławy: zastałem mus rzemiosła, opór księgarni i rzeczywistość nędzy. Egzaltacja, teraz już zdławiona, młodzieńcza gorączka, skrywały mi mechanizm świata; trzeba go było zobaczyć, uderzyć nosem o wszystkie kółeczka, potknąć się o osie, otłuścić się o wszystkie smary, usłyszeć chrzęst łańcuchów i śrubek. Jak ja, dowiesz się, że, poza temi pięknemi marzeniami, istnieje gra ludzi, namiętności i potrzeb. Wmieszasz się z konieczności w straszliwe walki dzieł, ludzi, partyj, gdzie trzeba się bić systematycznie, aby nie być opuszczonym przez swoich. Te niegodne walki wyczerpują duszę, każą serce i zużywają je; wysiłki twoje służą często na to, aby uwieńczyć człowieka którego nienawidzisz, jakiś pół-talencik, który ty, wbrew woli, musisz wynosić pod niebiosy. Życie literackie ma swoje kulisy. Sukces, kradziony czy zasłużony, spotyka się z pokla-
- ↑ Rossignol, słowik, a w ówczesnej gwarze literackiej książka która „nie idzie“, zalegając magazyny i antykwarnie.