Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

dzisz u naszych stóp, rzekł, ukazując wielkie miasto, dymiące w oparach wieczoru.
Wizja Biesiady przemknęła nagle przed oczami Lucjana i wzruszyła go, ale wnet porwały go słowa Stefana, który ciągnął dalej swą przeraźliwą lamentację.
— Rzadcy są i skąpo rozsiani w tej fermentującej kadzi, rzadcy jak prawdziwi kochankowie w świecie miłości, jak uczciwe fortuny w świecie finansów, jak czysty człowiek w dzienikarstwie. Doświadczenie pierwszego, który powiedział mi to co ja ci mówię, poszło na marne, jak moje będzie z pewnością dla ciebie bez użytku. Zawsze ta sama gorączka ciska tu, z głębi prowincji, tę samą, aby nie rzec wciąż wzrastającą liczbę bezwąsych ambicyj, które rzucają się z podniesioną głową, z pysznem sercem, aby szturmować do Mody, niby do księżniczki Turandot z Tysiąca i jeden dni, dla której każdy chce być księciem Kalafem! Ale nikt nie zgaduje zagadki. Wszyscy wpadają w dół nieszczęścia, w błoto dziennika, w bagno księgarni. Owoc, jaki zbierają ci biedni nędzarze, to biografje, kroniki, ploteczki dla dzienników, lub książki zamawiane przez szczwanych handlarzy bibuły, którzy wolą głupstwo rozchodzące się w dwa tygodnie, niż arcydzieło o powolnej sprzedaży. Te gąsienice, zdeptane nim się rozwiną w motyla, żyją z hańby i bezwstydu, gotowe kąsać lub chwalić rodzący się talent, na rozkaz paszy z Constitutionela, Codziennej lub Debatów, na znak księgarni, na prośbę zawistnego kolegi, często poprostu za obiad! Ci, którzy pokonają przeszkody, zapominają o nędzy początków. Ja, jak tu mówię z tobą, pisałem pół roku artykuły zawierające kwiat moich myśli, dla nędznika, który ogłaszał je za swoje, który, na podstawie tych prób, został redaktorem feljetonu: nie wziął mnie za wspólnika, nie dał mi ani pięciu franków, i ja muszę ściskać jego rękę i podawać mu swoją!
— Czemu? wybuchnął Lucjan.
— Może zajść okoliczność, iż będę potrzebował kilku wierszy w jego feljetonie, odparł zimno Lousteau. Słowem, mój drogi,