— Uzbrój się także w swój rękopis, i wyglądaj przyzwoicie, nietyle dla Floryny, ile dla księgarza.
Ta koleżeńska dobroduszność, tuż po rozpaczliwym krzyku poety malującego wojnę literacką, wzruszyła Lucjana równie żywo, jak niegdyś, na tem samem miejscu, poważne słowa d’Artheza. Rozgrzany perspektywą walki, niedoświadczony młodzieniec nie podejrzewał zgoła istoty niedoli moralnych jakie mu odsłaniał dziennikarz. Nie wiedział, iż stoi na rozdrożu między dwiema różnemi drogami, dwoma kierunkami, reprezentowanemi przez Biesiadę i dziennikarstwo; jedna droga była długa, zaszczytna, pewna; druga usiana rafami i niebezpieczeństwami, pełna bagnistych rynsztoków, w których miało się zbrukać jego sumienie. Charakter niósł go ku drodze najkrótszej, na pozór najprzyjemniejszej, ku środkom stanowczym i szybkim. Nie dostrzegał w tej chwili żadnej różnicy między szlachetną przyjaźnią d’Artheza a łatwem koleżeństwem Stefana. Ruchliwy jego umysł ujrzał w dzienniku broń, po którą czuł się w prawie sięgnąć: czuł się zdatny do władania nią, zapragnął ją chwycić. Olśniony propozycjami nowego przyjaciela, którego dłoń uderzyła o jego rękę z tak pełną wdzięku swobodą, czyż mógł wiedzieć, że, w armji prasy, każdy potrzebuje przyjaciół, jak generałowie żołnierzy! Lousteau, widząc decyzję Lucjana, brał go pod opiekę, w nadziei przywiązania go do siebie. Dziennikarz znajdował w nim pierwszego przyjaciela, jak Lucjan pierwszego protektora; jeden chciał awansować na kaprala, drugi zostać żołnierzem. Neofita wrócił radośnie do hoteliku, gdzie dopełnił toalety równie starannej jak w ów nieszczęsny dzień gdy miał zabłysnąć w loży margrabiny d’Espard, ale już suknie były mu bardziej do twarzy, już je sobie przyswoił. Włożył obcisłe jasne patalony, buciki z pomponami (czterdzieści franków!) i najparadniejszy fraczek. Obfite i delikatne włosy blond sfalowały się pod ręką balwierza, który napoił je wonnościami i utrefił w błyszczące pukle. Czoło Lucjana zajaśniało odwagą czerpaną w poczuciu swej wartości i przyszłego zwycięstwa. Ręce, piękne jak u kobiety, umył i wypielęgnował, pa-
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.