pierwszego pocisku wystrzelonego przez Orleanów w burbońską Konstytucję. W epoce w której Lucjan odwiedził galerje, kilka sklepów posiadało oszklone i dość wykwintne wystawy; ale wszystkie wychodziły na dziedziniec lub ogród. Aż do chwili w której ta osobliwa kolonja zginęła pod młotem architekta, sklepy między dwiema galerjami były zupełnie otwarte, podparte słupami jak budy jarmarczne; poprzez sterty towarów lub oszklone drzwi, oko mogło przeniknąć obie galerje. Ponieważ niemożliwe było opalać tę przestrzeń, kupcy mieli tylko małe piecyki i sami sprawowali ścisły dozór, jedna bowiem nieostrożność mogła pochłonąć w kwadrans to miasteczko z desek wyschłych na słońcu, jakgdyby rozpalonych już przez prostytucję, pełnych gazy, muślinu, papieru, wentylowanych przeciągami. Sklepy modystek pełne były nieprawdopodobnych kapeluszy, przeznaczonych nietyle na sprzedaż co na wystawę, wieszanych setkami na żelaznych grzybkach i strojących galerję tysiącem kolorów. Przez dwadzieścia lat, przechodnie zadawali sobie pytanie, na jakich głowach kończą swą karjerę te zakurzone kapelusze. Modystki, przeważnie brzydkie ale hoże, wabiły kobiety i zachęcały do kupna, obyczajem i gwarą hal. Gryzetka, o języku równie sprawnym jak ślepki, stała na taburecie i nawoływała: „Paniusiu, kup sobie paniusia ładny kapelusz! — Dajże paniusia coś utargować dzisiaj“. Słownik ich, bogaty i malowniczy, mienił się w tysiącznych modulacjach głosu, którym towarzyszyły spojrzenia i docinki pod adresem przechodniów. Księgarze i modystki żyli z sobą w harmonji. W pasażu, pompatycznie nazwanym galerją szklaną, mieściły się jeszcze osobliwsze handle. Tam sadowili się brzuchomówcy, szarlatani wszelakiego rodzaju, widowiska w których nie widzi się nic i inne w których pokazują ci świat cały. Tam rozbił pierwotnie obóz człowiek, który zarobił siedm czy ośmkroć tysięcy franków, wędrując po jarmarkach. Miał on za godło słońce obracające się na czarnem tle, dokoła zaś błyszczały te słowa, wypisane czerwono: Tutaj, ogląda człowiek to, czego nie dane jest oglądać samemu Bogu. Cena: dwa su. Wy-
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.