niczki, między tą a tą arkadą i w odpowiadającym jej odcinku ogrodu; podczas gdy galerje drewniane były dla prostytucji terenem publicznym, prawdziwym Pałacem, które to słowo oznaczało wówczas świątynię prostytucji. Kobieta mogła tam wejść, wyjść w towarzystwie swej ofiary, uprowadzić ją gdzie się jej podobało. Otóż, kobiety te ściągały do galeryj drewnianych tłum tak ogromny, że można się było posuwać tylko krok po kroku, jak na procesji albo maskaradzie. To powolne tempo, na które nikt się nie skarżył, ułatwiało przegląd. Piękności owe ubierały się w sposób dziś już nieznany, jak nieznaną już jest ich moda obnażania się do połowy pleców a bardzo nisko zprzodu; toż samo znikły dziwaczne fryzury mające na celu ściągnięcie uwagi: ta po „kaukazku“, owa za hiszpankę, jedna cała w lokach jak piesek, druga z gładkiemi pasmami; nogi w białej pończoszce odsłaniane Bóg wie dokąd, ale zawsze ze smakiem; — cała ta poezja bezwstydu przepadła. Tej swobody pytań i odpowiedzi, tego harmonizującego z miejscem publicznego cynizmu, nie znajduje się już, ani na maskaradach, ani na słynnych dzisiejszych balach. Było to straszne i wesołe razem. Olśniewające ramiona i piersi połyskiwały pośród ciemnych przeważnie ubrań męskich i stwarzały gamę wspaniałych kontrastów. Zmięszany hałas i szurgot nóg tworzyły szmer, który słychać było aż w ogrodzie, niby basso continuo, zahaftowany śmiechem dziewcząt lub krzykami jakiejś niezbyt częstej kłótni. Osoby ze „świata“, najwybitniejsze osobistości ocierały się o najpodejrzańsze figury. Te potworne zbliżenia miały w sobie coś dziwnie drażniącego; najzimniejsi z natury ludzie czuli się podnieceni. To też, cały Paryż cisnął się tam do ostatniej chwili; tłoczył się na drewnianej podłodze, którą architekt wzniósł nad piwnicami podczas przebudowy. Olbrzymi i jednogłośny żal towarzyszył ruinie tego plugawego baraku.
Księgarz Ladvocat usadowił się od kilku dni na rogu pasażu dzielącego w połowie tę galerję, naprzeciw Dauriata, młodego człowieka dziś zapomnianego, ale pełnego inicjatywy: on-to pierwszy
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.