wił mu powieści. Dauriat chce, mówił mi, stworzyć nową sławę w tym samym rodzaju. Wyśrubujesz Paul de Kocka ponad Ducange’a.
— Ale ja wystawiam z Ducangem sztukę w Gaité, zauważył Lousteau.
— Więc dobrze, powiesz mu, że artykuł ja pisałem, że miał być straszny, ty go złagodziłeś, i jeszcze będzie ci wdzięczmy.
— Czy nie mógłbyś się postarać o zeskontowanie tego akceptu na sto franków u kasjera? rzekł Stefan. Wiesz, że ucztujemy dziś razem: oblewa się nowy apartament Floryny.
— Ach prawda, podejmujesz nas, rzekł Finot, z miną człowieka który coś sobie z trudnością przypomina. No, Gabusson, rzekł Finot, biorąc akcept Barbeta i podając kasjerowi, dajno mu za mnie dziewięćdziesiąt franków. — Podpiszże ztyłu, stary!
Gdy kasjer odliczał pieniądze, Lousteau wziął pióro i podpisał. Lucjan, cały zmieniony we wzrok i w słuch, nie stracił ani sylaby.
— To nie wszystko, drogi przyjacielu, rzekł Stefan, nie dziękuję ci, wiesz że jestem ci oddany do grobowej deski. Mam pana de Rubempré przedstawić Dauriatowi, i chciałbym abyś go usposobił życzliwie.
— O co chodzi? spytał Finot.
— O zbiorek poezji, odparł Lucjan.
— A! rzekł Finot, wzruszając ramionami.
— Szanowny pan, rzekł Vernou patrząc na Lucjana, od niedawna widać obcuje z księgarzami, inaczej wcisnąłby pan rzeczony rękopis w najustronniejszy kącik swego domostwa.
W tej chwili, przystojny młody człowiek, Emil Blondet[1], który świeżo zadebiutował w Journal des Debats szeregiem donio-
- ↑ Chłopi, Córka Ewy, Blaski i nędze życia kurtyzany, Gabinet starożytności etc.