Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wspaniały tomik wierszy.
Słysząc to słowo, Dauriat obrócił się do Gabussona ruchem godnym Talmy:
— Gabusson, mój przyjacielu, począwszy od dziś dnia, ktokolwiek przyjdzie proponować mi rękopis... — Słyszycie, hej? rzekł zwracając się do trzech subjektów, wyłaniających się z poza stert książek na podniesiony głos pryncypała, który oglądał tymczasem swoje paznogcie i ręce istotnie ładne. Ktokolwiek przyniesie mi rękopis, spytacie czy to wiersze czy proza. Jeżeli wiersze, odprawcie natychmiast. Wiersze stoczą księgarnię jak robaki.
— Brawo Dauriat! świetnie to powiedział, wykrzyknęli dziennikarze.
— To prawda, wykrzyknął księgarz, przemierzając sklep z rękopisem Lucjana w ręku; nie wiecie panowie ile złego spowodowało powodzenie lorda Byrona, Lamartina, Wiktora Hugo, Kazimierza Delavigne, Canalisa[1] i Berangera. Ich chwała sprowadziła na nas najazd barbarzyńców. Jestem pewien, że mam w tej chwili, wśród rękopisów, tysiąc tomów wierszy, zaczynających się luźnemi historjami bez głowy i ogona, na wzór Korsarza i Lary. Pod pretekstem oryginalności, młodzi ludzie lubują się w niezrozumiałych strofach, w poematach opisowych, w których młoda szkoła mniema iż toruje nowe drogi, odkrywając na nowo Delille’a! Od dwóch lat, poeci roją się jak chrabąszcze. Straciłem na tem w zeszłym roku dwadzieścia tysięcy! Spytajcie Gabussona! Mogą istnieć na świecie poeci nieśmiertelni, znam takich, białych i różowych cacusiów którzy mają jeszcze mleko pod nosem, rzekł do Lucjana; ale w księgarni, młody człowieku, jest tylko czterech poetów: Beranger, Kazimierz Delavigne, Lamartine, Wiktor Hugo; bo Canalis!... to poeta zrobiony sztuką.

Lucjan nie czuł w sobie odwagi aby się nastroszyć obrażoną

  1. Canalis, fikcyjna postać, pod którą Balzac często mierzy satyrycznymi rysami w Lamartine’a.