rozkoszy, a połknąwszy wprzódy tysiąc i jedno utrapień handlu. To łysawe czoło, te lica rumiane niby u mnicha, zdawały się niedość szerokie aby pomieścić rozkwit ukontentowania sięgający zenitu: Camusot był bez żony i słyszał jak oklaskują Koralję do szaleństwa. Koralja skupiała w sobie wszystkie próżności bogatego mieszczucha; dzięki niej, czuł się wielkim panem dawnych czasów. W tej chwili, miał uczucie że dzieli w połowie tryumf aktorki; a miał je tem słuszniej, iż opłacił ten tryumf z własnej kieszeni. Rolę tę uświęcał swą obecnością teść Camusota, upudrowany staruszek[1], z okiem swawolnem, mimo to pełen godności. Skrupuły Lucjana obudziły się na nowo, przypomniał sobie czystą, egzaltowaną miłość, jaką, przez rok, żywił dla pani de Bargeton. Fantazja poety rozwinęła białe skrzydła, błękitne mgły wspomnień otoczyły wielkiego człowieka z Angoulême, który znów utonął w zadumie. Kurtyna się podniosła, Koralja i Floryna były na scenie.
— Moja droga, on myśli o tobie tyle, co o sułtanie tureckim, szepnęła Floryna, gdy Koralja wygłaszała jakąś „kwestję“.
Lucjan nie mógł wstrzymać się od śmiechu i spojrzał na Koralję. Kobieta ta, jedna z najbardziej uroczych i rozkosznych aktorek paryskich, rywalka pani Perrin i panny Fleuriet do których była podobna i których los miała podzielić, miała typ w najwyższym stopniu przemawiający do zmysłów. Koralja przedstawiała najpiękniejszy model semickiej piękności: ściągła owalna twarz o tonach kości słoniowej, usta czerwone jak granat, bródka delikatna jak brzeg czary. Pod powiekami przepalonemi źrenicą czarną jak heban, pod odgiętemi rzęsami, odgadywało się omdlewające spojrzenie, w którem, w danej chwili, połyskiwały wszystkie żary pustyni. Nad temi oczyma, obwiedzionemi oliwkowym kręgiem, rysowały się sklepione i obfite brwi. Na brunatnem czole, strojnem dwoma pasmami hebanu w których migotały w tej chwili
- ↑ Pierwsze kroki.