światełka kulis, mieszkała wspaniałość myśli, zdolna obudzić wiarę w iskrę genjuszu. Ale, podobna w tem do wielu aktorek, Koralja, bez inteligencji mimo taniej werwy kulis, bez wykształcenia mimo swoich doświadczeń alkowy, miała jedynie polot zmysłów i dobroć kobiet stworzonych do miłości. Czyż można było zresztą zaprzątać się duchową stroną tej dziewczyny, wówczas gdy olśniewała oczy okrągłemi i gładkiemi ramionami, delikatnemi paluszkami, złotemi tonami karku, oraz piersią opiewaną przez Pieśń nad Pieśniami, ruchliwą i wygiętą szyją, nóżkami o cudownie wytwornej linji, obleczonemi w czerwony jedwab? Piękności te o poezji prawdziwie wschodniej, uwydatniał jeszcze hiszpański kostjum, modny wówczas w teatrach. Koralja przejmowała salę rozkoszą: wszystkie oczy ściskały jej zręczną i smukłą kibić, pieściły andaluzyjskie kłęby, nadające spódniczce lubieżne skręty. Była chwila, w której Lucjan, widząc tę istotę grającą jedynie dla niego, troszczącą się o Camusota tyle co ulicznik z paradyzu o ogryzek, stawił miłość zmysłową powyżej miłości czystej, użycie powyżej pragnienia: demon rozpusty podszepnął mu straszliwe myśli.
— Nie znam całego świata miłości, która się przewala przy obfitym stole, przy winie, w rozkoszach materji, rzekł sobie. Więcej żyłem dotąd myślą niż rzeczywistością. Człowiek, który chce wszystko malować, winien wszystko znać. Oto moja pierwsza wspaniała uczta, pierwsza orgja wśród tego dziwnego świata: czemuż nie posmakować raz owych sławnych rozkoszy, w których tarzali się magnaci ubiegłego wieku, żyjąc w alkowie tych istot? Choćby tylko poto, aby te uczucia przenieść w strefy prawdziwej miłości, czyż nie trzeba poznać rozkoszy, doskonałości, uniesień, sposobów, finezyj, jakie kryje miłość kurtyzan i aktorek? Czyż to nie poezja zmysłów? Dwa miesiące temu, te kobiety zdawały mi się bóstwami strzeżonemi przez smoków; oto jedna z nich, piękniejsza od Floryny, której zazdrościłem Stefanowi: czemu nie skorzystać z jej kaprysu, skoro najwięksi panowie kupują, za cenę skarbów, jedną noc u tych kobiet? Ambasadorowie, kiedy stawiają
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.