Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

zaczęły dzieło czarnoksięstwa. Poeta, jeszcze niewinny, zaciągnął się tchem wyuzdania i powietrzem rozkoszy. W tych brudnych zastawionych kurytarzach, oświetlonych kopcącemi i zatłuszczonemi lampkami, panuje jakby zaraza która pożera duszę. Życie przestaje tam być święte i rzeczywiste. Człowiek śmieje się z rzeczy poważnych, a rzeczy niemożebne wydają się prawdziwe. Był to dla Lucjana niby narkotyk, a Koralja zanurzyła go do reszty w radosnem pijaństwie. Żyrandol zgasł. W sali pozostały już tylko garderobiane, z hałasem zbierając podnóżki i zamykając loże. Rampa, zdmuchnięta od jednego zamachu niby świeczka, ziała straszliwym zaduchem. Kurtyna znów się podniosła. Latarka spuściła się z powały. Strażacy rozpoczęli ront w towarzystwie maszynistów. Po feerji sceny, po widoku lóż pełnych ładnych kobiet, po oszałamiających światłach, po wspaniałej magji dekoracyj i kostjumów, — chłód, ohyda, ciemność, pustka. To było wstrętne. Lucjan stał pogrążony w nieopisanem zdumieniu.
— Cóż, idziesz? rzekł Lousteau z wyżyn sceny. Skacz z loży tutaj.
Jednym skokiem, Lucjan znalazł się na scenie. Ledwie poznał Florynę i Koralję, rozebrane, zawinięte w płaszcze, z głową okrytą kapeluszem o czarnych skrzydłach, podobne motylom które wróciły w swą larwę.
— Czy będzie pan tak łaskaw podać mi ramię? rzekła Koralja ze drżeniem.
— Chętnie, odparł Lucjan, który uczuł serce aktorki na swojem, tłukące się jak u schwytanego ptaka.
Aktorka, przyciskając się do poety, doznawała rozkoszy kotki która trze się o nogę pana z lubieżnym żarem.
— Więc będziemy jedli kolację razem! rzekła.
Wszyscy czworo wyszli i ujrzeli dwa pojazdy nawprost wyjścia artystów. Koralja kazała Lucjanowi wsiąść do dorożki, gdzie już znajdował się Camusot i jego teść, zacny pan Cardot. Ofiaro-