Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

wała również miejsce du Bruelowi. Dyrektor pojechał z Floryną, Matifatem i Stefanem Lousteau.
— Straszne są te dorożki! rzekła Koralja.
— Czemu nie ma pani powozu? odparł du Bruel.
— Czemu? wykrzyknęła z irytacją. Nie chcę mówić o tem w obecności pana Cardot, który z pewnością kształcił swego zięcia. Czy uwierzyłby pan, że ten oto pan Cardot, jak go widzicie, stary i chuderlawy, daje Florentynie ledwie pięćset franków na miesiąc, akurat tyle ile trzeba aby zapłacić mieszkanie i mieć co włożyć do gęby? Stary margrabia de Rochegude, który ma sześćset tysięcy renty, ofiarowuje mi powóz od dwóch miesięcy. Ale ja jestem artystka, a nie taka...
— Będzie pani miała powóz pojutrze, panno Koraljo; nigdy mi pani o tem nie wspomniała.
— Czyż o to trzeba prosić? Jakto! więc kiedy się kocha kobietę, pozwala się jej brodzić w błocie lub naraża się ją aby łamała nogi idąc pieszo? Jedni chyba rycerze łokcia radzi widzą zabłocone falbanki.
Mówiąc te słowa z irytacją od której Camusotowi pękało serce, Koralja odszukała nogę Lucjana i ściskała ją między swemi, ujęła go za rękę i tuliła ją. Zamilkła, cała skupiona w nieopisanej rozkoszy, w jakiej te biedne stworzenia znajdują nagrodę za wszystkie przeszłe zgryzoty, za swe nieszczęścia: chwile te rozwijają w ich duszy poezję obcą innym kobietom, nieznającym, na szczęście, tych gwałtownych kontrastów.
— Grała pani w końcu tak dobrze jak panna Mars, rzekł du Bruel do Koralji.
— Tak, rzekł Camusot; zpoczątku, widać było że pannie Koralji coś przeszkadza; ale, od końcowej sceny drugiego aktu, była wprost bajeczna. Ma połowę zasługi w pańskiem powodzeniu.
— A ja połowę w jej, rzekł du Bruel.
— Ot, bajecie, i tyle, rzekła zmienionym głosem.
Aktorka skorzystała z chwili ciemności aby podnieść do ust