mat zazdrości w powietrzu. Potem, kiedy wszystko miało się ułożyć, głupota alkada poplątała rzecz na nowo. Cały ten świat pochodni, bogaczy, lokajów, Figarów, magnatów, alkadów, dziewczyn i kobiet, zaczął na nowo szukać, chodzić, wracać, krążyć. Intryga zawikłała się, a ja pozwoliłem się jej wikłać: te dwie kobiety, zazdrosna Floryna i szczęśliwa Koralja, zamotały mnie do reszty w fałdy swoich spódniczek i mantylek, i zaprószyły mi oko swemi maleńkiemi nóżkami.
„Zdołałem dotrwać do trzeciego aktu jako tako spokojnie, nie ściągnąwszy interwencji komisarza policji ani nie zgorszywszy sali; od tej chwili, wierzę w potęgę publicznej i religijnej moralności, któremi tak bardzo zajmują się Izby poselskie, iż możnaby mniemać, że wogóle już niema moralności we Francji. Zdołałem zrozumieć, że chodzi o mężczyznę który kocha dwie kobiety nie będąc kochany, lub też jest kochany nie kochając, który nie kocha alkadów i którego alkadowie nie kochają; ale który, to pewna, jest dzielnym człekiem kochającym kogoś, samego siebie, lub, w braku lepszego przedmiotu, Boga, zostaje bowiem mnichem. Jeżeli chcecie wiedzieć więcej, pędźcie do Panorama-Dramatique. Już was uprzedziłem, że trzeba iść pierwszy raz aby się oswoić z tryumfalnemi czerwonemi pończoszkami, z nóżką pełną obietnic, z oczami przez które sączy się promień słońca, z finezjami kobiety-Paryżanki przebranej za córę Andaluzji, i córy Andaluzji przebranej za Paryżankę; następny raz, aby się ucieszyć sztuką, która ubawi was do łez rolą starca, a wzruszy do łez postacią zakochanego magnata. Sztuka powiadła się w dwojakim sposobie. Aktor, który, jak powiadają, miał za współpracownika jednego z naszych wielkich poetów, palnął w samo sedno sukcesu z dwururki, nabiwszy każdą lufę rozkoszną dziewuszką; to też, omal nie ubił na śmierć widowni oszalałej z rozkoszy. Nogi tych dwóch dziewczyn kryły swoim wdziękiem cały dowcip autora. Mimo to, kiedy obie rywalki zeszły ze sceny, spostrzegało się że djalog jest zręczny, co dosyć tryumfalnie dowodzi wartości sztuki. Autora wymieniono wśród okla-
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.