Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakie dowcipy sfabrykowaliście? rzekł Lousteau do Blondeta i du Bruela.
— Oto płody du Bruela, rzekł Natan.
*** Widząc jak bardzo wicehrabia d’A... zaprząta sobą publiczność, wicehrabia Demostenes powiedział wczoraj: „Może zostawią mnie w spokoju“.
*** Pewna dama powiedziała do pewnego rojalisty, który ganił metodę pana Pasquier, jako wznawiającą system Decazes’a: „Tak, ale ma łydki nawskroś monarchiczne“.
— Po takim początku, nie pytam już o dalsze, wszystko będzie doskonale, rzekł Finot. Biegnij, zanieś im to, rzekł do chłopca. Dziennik trochę spóźniony, ale to nasz najlepszy numer, rzekł zwracając się do pisarzy, którzy już spoglądali na Lucjana z odcieniem niechęci.
— Ma głowę ten chłopak, rzekł Blondet.
— Artykuł bardzo tęgi, rzekł Klaudjusz Vignon.
— Do stołu, wołał Matifat.
Książę podał ramię Florynie, Koralja pociągnęła Lucjana, tancerka miała z jednej strony Blondeta, z drugiej niemieckiego ambasadora.
— Nie rozumiem, czemu wy napadacie na panią de Bargeton i na barona du Châtelet, którego, jak słyszę, mianowano prefektem Charenty i referendarzem stanu.
— Pani de Bargeton potraktowała Lucjana jak chłystka, rzekł Lousteau.
— Takiego pięknego młodego człowieka! zdziwił się ambasador.
Kolacja, podana na nowem srebrze, sewrskiej porcelanie, cieniutkim i lśniącym obrusie, oddychała solidnym przepychem. Chevet przygotował menu, wina wybrał najsłynniejszy specjalista, przyjaciel kupieckiej trójcy. Lucjan, który po raz pierwszy oglądał zbliska zbytek paryski, stąpał z jednej niespodzianki w drugą,