D’Arthez naprowadził poetę na szlachetną drogę pracy, budząc w nim hart, dla którego nie istnieją przeszkody. Lusteau, z samolubnych pobudek, starał się go zrazić, malując mu dziennikarstwo i literaturę w prawdziwem świetle. Lucjan nie chciał wierzyć w tyle ukrytego zepsucia; oto słyszał wreszcie dziennikarzy obnażających z krzykiem swe niedole, widział ich przy robocie, targających trzewia swej żywicielki w jasnowidzeniu przyszłości. Zajrzał, tego wieczoru, w samą głąb rzeczy. Miast zadrżeć od grozy na widok serca paryskiego zepsucia które tak dobrze osądził Blücher, on rozkoszował się i upajał lotnym dowcipem tej szajki. Ci ludzie, tak imponujący pod damasceńską zbroją swych nałogów i pod błyszczącym szyszakiem zimnej analizy, wydali mu się wyżsi od poważnych i zrównoważonych druhów z Biesiady. Przytem, Lucjan smakował pierwszych rozkoszy bogactwa, był pod urokiem zbytku, przepychów stołu; wybredne jego instynkty budziły się; pił pierwszy raz szacowne wina, smakował przednie potrawy wykwintnej kuchni; widział ambasadora, księcia, tancerkę, jak, w towarzystwie dziennikarzy, podziwiają ich okrutną władzę; uczuł straszliwą żądzę zapanowania nad tym światem królów, czuł w sobie siłę aby ich zwyciężyć. Wreszcie, siedziała przy nim Koralja, której dał oto kosztować tryumfu zapomocą kilku frazesów, patrzał na nią w blasku jarzących świec, przez opar półmisków i mgłę pijaństwa, zdawała mu się boską, miłość czyniła ją tak piękną! Ta dziewczyna była zresztą najładniejszą, najbardziej uroczą aktorką w Paryżu. Biesiada, owo niebo szlachetnej inteligencji, musiała ulec wobec tej pełni pokus. Sąd znawców połaskotał autorską próżność Lucjana: zakosztował pochwały przyszłych rywalów! Powodzenie artykułu i zdobycz Koralji, to były dwa tryumfy, zdolne zawrócić i mniej młodą głowę.
Podczas tej rozmowy, całe zgromadzenie jadło wyśmienicie i piło potężnie. Lousteau, sąsiad Camusota, wlał mu niepostrzeżenie parę razy kirszu do wina i podniecił jego ambicję wypicia duszkiem. Manewr przeprowadzony był tak zręcznie, że kupiec nie
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.