Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak on ślicznie mówi: mamusiu! wykrzyknęła Koralja, całując go we włosy.
— Co to za rozkosz kochać takiego aniołka, proszę pani! Gdzie go pani wyłowiła? Nie myślałam aby mógł istnieć chłopiec tak ładny jak pani sama, rzekła Berenice.
Lucjan chciał spać, nie wiedział gdzie jest, nie widział nic; Koralja dała mu przełknąć parę filiżanek herbaty, następnie zostawiła go śpiącego.
— Odźwierny ani nikt nie widział nas? rzekła Koralja.
— Nie, czekałam na panią.
— Wiktorja nic nie wie?
— Ani dudu! odparła Berenice.
W dziesięć godzin później, Lucjan obudził się pod wzrokiem Koralji, która patrzała nań jak śpi! Poeta zrozumiał ją. Aktorka była jeszcze w strojnej wieczorowej sukni, zupełnie poplamionej, z której miała uczynić relikwję. Lucjan uznał poświęcenie, delikatność prawdziwej miłości, która wymagała nagrody: spojrzał na Koralję. W jednej chwili, Koralja, rozebrana, wśliznęła się jak wąż do łóżka. O piątej z wieczora, poeta spał kołysany boskiemi rozkoszami, ujrzał przez chwilę pokój aktorki, rozkoszny twór zbytku, cały biały i różowy, świat cudów i zalotnego wykwintu, przewyższający jeszcze to, co Lucjan widział u Floryny. Koralja już wstała; o siódmej musiała być w teatrze. Przypatrzyła się jeszcze swemu poecie uśpionemu rozkoszą, upiła się nie mogąc się napaść tą szlachetną miłością, która kojarzyła zmysły z sercem i serce ze zmysłami, aby je wraz doprowadzić do szczytu upojeń. To ubóstwienie, które pozwala być dwojgiem tu na ziemi aby czuć, jednem w niebie aby kochać, było jej rozgrzeszeniem. Której zresztą kobiecie nadziemska piękność Lucjana nie byłaby starczyła za wymówkę? Klęcząc przy łóżku, szczęśliwa miłością wolną od wszelkiej domieszki, aktorka czuła się jakby uświęcona. Rozkosze te zmąciło wejście Berenice.
— Camusot! krzyknęła. Wie, że pani jest.