Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyleczy się może, wykrzyknął Lucjan.
— Sądząc z tego co mówi Meyraux, niema nadziei. Głowa jego jest teatrem zjawisk, nad któremi medycyna nie ma władzy.
— Istnieją wszak środki... rzekł d’Arthez.
— Tak, rzekł Bianchon, jest tylko kataleptykiem, my możemy go zrobić idjotą.
— Nie móc ofiarować genjuszowi Zła głowy w zamian za tę głowę! Oddałbym moją własną, krzyknął Michał.
— A coby się stało z federacją europejską? rzekł d’Arthez.
— Och, prawda, rzekł Michał Chrestien: nim się należy do jednego człowieka, należy się do ludzkości.
— Szedłem tu z sercem pełnem podzięki dla was wszystkich, rzekł Lucjan. Zamieniliście mój liczman w ważkie złoto.
— Podzięki! Za kogo nas bierzesz? rzekł Bianchon.
— Przyjemność była po naszej stronie, dodał Fulgencjusz.
— Zatem jesteś dziennikarzem? rzekł Leon Giraud. Rozgłos twego pierwszego występu doszedł aż do dzielnicy Łacińskiej.
— Jeszcze nie, odparł Lucjan.
— Chwała Bogu! rzekł Michał Chrestien.
— Mówiłem wam przecie, dodał d’Arthez. Lucjan jest z tych serc, które znają wartość czystego sumienia. Czyż to nie jest pokrzepiający wiatyk kłaść co wieczora głowę na poduszce, mogąc sobie rzec: „Nie sądziłem niczyich dzieł; nie sprawiłem nikomu zgryzoty; dowcip mój nie wdzierał się jak sztylet w duszę żadnego prostaczka; żart mój nie zmącił niczyjego szczęścia, nie zakłócił nawet szczęśliwej głupoty, nie nękał niesprawiedliwie genjuszu; gardziłem łatwym tryumfem złośliwości; zwłaszcza nie skłamałem nigdy swoim przekonaniom“.
— Ale, rzekł Lucjan, można chyba zachować to wszystko, nawet pracując w dzienniku. Gdybym, ostatecznie, miał tylko ten sposób do życia, musiałbym się go chwycić.
— Och! och! och! rzekł Fulgencjusz podnosząc ton przy każdym wykrzykniku, kapitulujemy.