cjana. — Tak, panie Camusot, tak, to najzupełniej te same, które, owego dnia, stały przed kominkiem: ten pan, ukryty w mojej gotowalni, czekał na nie, spędził noc tutaj. Czy to myślałeś, powiedz? Myśl, owszem, bardzo proszę. To szczera prawda. Oszukuję pana. Cóż dalej? Tak mi się podoba!
Usiadła bez gniewu, z miną najswobodniejszą w świecie, patrząc na Camusota i Lucjana, którzy nie śmieli spojrzeć na siebie.
— Uwierzę tylko w to, co sama zechcesz, rzekł Camusot. Nie żartuj, zbłądziłem, przyznaję.
— Albo jestem bezwstydną ladacznicą, która, za pierwszem spotkaniem, rzuciła się temu panu na szyję, albo nieszczęśliwą istotą, pierwszy raz świadomą prawdziwej miłości za którą upędzają się wszystkie. W obu wypadkach, trzeba mnie albo rzucić, albo wziąć jak jestem, rzekła miażdżąc kupca gestem królowej.
— Byłażby to prawda, rzekł Camusot, który z zachowania Lucjana poznał, że Koralja nie żartuje, i który żebrał aby go oszukano.
— Kocham Koralję, rzekł Lucjan.
Słysząc te słowa, powiedziane wzruszonym głosem, Koralja skoczyła na szyję poety, utuliła go i obróciła głowę w stronę kupca, ukazując mu cudowną grupę miłosną, jaką tworzyła z Lucjanem.
— Biedny Musot, zabierz wszystko co mi dałeś, nie chcę nic od ciebie, kocham jak szalona tego dzieciaka, nie za jego talent, ale za urodę. Wolę nędzę z nim, niż miljony z tobą.
Camusot padł na fotel, utopił twarz w rękach i trwał w milczeniu.
— Czy chce pan, abyśmy sobie poszli? rzekła z nieprawdopodobnem okrucieństwem.
Lucjan uczuł zimno w plecach, czując iż spada na nie kobieta, aktorka i gospodarstwo.
— Zostań tu, zachowaj wszystko. Koraljo, rzekł kupiec słabym i bolesnym głosem, płynącym z głębi duszy, nie chcę ci nic
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.