Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

barona o wskazanie czasu i broni. Na tem sprawa utknęła. Obecnie, gotujemy się przeprosić barona w jutrzejszym numerze. Każde zdanie jest pchnięciem sztyletu.
— Gryźcie go do żywego, zgłosił się do mnie, rzekł Finot. Zaskarbię sobie jego względy, poskramiając was; ma stosunki w ministerjum, capnie się przy tej okazji jakąś profesurę albo traficzkę. Bardzo szczęśliwie, że dał się wciągnąć do gry. Kto z was chce napisać w moim tygodniku zasadniczy artykuł o książce Natana?
— Daj Lucjanowi, rzekł Lousteau. Hektor i Vernou kropną sprawozdania w swoich pismach.
— Żegnam was, panowie, spotkamy się oko w oko u Barbina[1], rzekł Finot, śmiejąc się.
Lucjan uszczknął parę komplementów z okazji wstępu do groźnego ciała dziennikarzy, Lousteau przedstawił go jako człowieka na którego można liczyć.
— Lucjan prosi was gromadnie, panowie, na wieczerzę do swej damy, pięknej Koralji.
— Koralja przechodzi do Gymnase, rzekł Lucjan do Stefana.
— Hej, panowie, rozumie się samo przez się że będziemy popierali Koralję, hę? We wszystkich dziennikach umieścicie parę wierszy o nowem engagement i o jej talencie. Podniesiecie takt i zręczność dyrekcji Gymnase; czy możemy jej przyznać i inteligencję?
— Przyznajmy i inteligencję, rzekł Merlin; Fryderyk ma tam sztukę ze Scribem.
— Och, w takim razie dyrektor Gymnase jest najbardziej przewidującym i najprzenikliwszym ze spekulantów, rzekł Vernou.

— Hola! a nie piszcie o książce Natana póki się nie porozumiemy; zaraz wam powiem czemu. Trzeba nam się przysłużyć nowemu koledze. Lucjan ma dwie książki do zbycia: zbiorek sonetów i romans. Na siedem cnót polędwicy! za trzy miesiące od daty

  1. Molier, Uczone Białogłowy.