Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.

zabawnego kpiarza, Lucjan zmienił się w poetę w ostatnich kilku zdaniach, które kołysały się majestacznie, niby kadzielnice przed ołtarzem.
— Sto franków, Koraljo! rzekł ukazując ośm ćwiartek, zapisanych gdy aktorka się ubierała.
Korzystając z werwy, nakreślił od niechcenia zapowiedziany Blondetowi pamflecik na barona du Châtelet i panią de Bargeton. Zakosztował tego ranka jednej z najmilszych dziennikarzom tajemnych rozkoszy; rozkoszy ostrzenia złośliwości, szlifowania zimnej klingi która wbije się w serce ofiary, a zarazem rzeźbienia rękojeści dla czytelników. Publiczność podziwia dowcip tego chwytu, nie czuje żądła, nie wie że dyszące zemstą ostrze konceptu ryje się w skrwawionej umiejętnie miłości własnej, przeszytej tysiącem ciosów. Ta straszliwa rozkosz, posępna i samotnicza, smakowana bez świadków, jest niby pojedynkiem z nieobecnym, zabijanym na odległość ukłóciem pióra, jakgdyby dziennikarz miał ów fantastyczny talizman bajek arabskich. Paszkwil, to genjusz nienawiści, nienawiści która czerpie sok ze wszystkich złych namiętności, tak samo jak miłość skupia w sobie wszystkie przymioty. Dlatego, niema człowieka, któryby nie był dowcipny w zemście, jak niema takiego, któregoby nie upajała miłość. Mimo łatwości, pospolitości tego dowcipu we Francji, trafia on zawsze do smaku. Artykulik ten miał doprowadzić do szczytu reputację dzienniczka; wszedł aż do dna dwu serc, zranił głęboko panią de Bargeton, ex-Laurę, i barona du Châtelet, rywala Lucjana.
— No, dalej, teraz do Lasku; konie zaprzężone, niecierpliwią się, rzekła Koralja; nie trzeba się zabijać pracą.
— Zawieźmy artykuł o Natanie do Hektora. Stanowczo, dziennik jest jak lanca Achillesa, goi rany które zadaje, rzekł Lucjan, poprawiając jeszcze kilka wyrażeń.
Para kochanków pomknęła i ukazała się w całej świetności temu Paryżowi, który niegdyś wyparł się Lucjana a który obecnie zaczynał się nim zajmować. Zająć Paryż sobą, kiedy się zrozumiało