mięsa, i, przez cały ten wieczór, wahał się między piękną, zakochaną, rozkoszną Koralją, a chudą, wyniosłą, okrutną Luizą. Nie umiał się zdobyć na to aby poświęcić aktorkę dla wielkiej damy. Pani de Bargeton, która, widząc Lucjana pięknym i pełnym uroku, odgrzebała w sercu dawną miłość, czekała przez cały wieczór; ale wszystkie kuszące słowa, zalotne minki, spaliły na panewce; to też, opuściła salon z nieodwołalną żądzą zemsty.
— I cóż, drogi Lucjanie, rzekła ze szlachetną i pełną wdzięku dobrocią, miałeś być moją dumą, tymczasem mnie obrałeś za pierwszą ofiarę. Przebaczyłam ci, moje dziecko, myśląc że jest jeszcze resztka miłości w takiej zemście.
Pani de Bargeton wzmacniała swą pozycję tem zdaniem, któremu towarzyszyło iście królewskie spojrzenie. Lucjan, który tysiąckroć wierzył w swe prawa do zemsty, znalazł się w roli winowajcy. Nie było mowy ani o jego straszliwym liście pożegnalnym, ani o pobudkach zerwania. Wielkie damy mają cudowny talent zmniejszania swych błędów, obracając je w żart. Umieją wszystko wymazać jednym uśmiechem, udanem zdziwieniem. Nie przypominają sobie nic, tłumaczą wszystko, dziwią się, pytają, komentują, amplifikują, łają i w końcu osiągają to, iż wywabiają swą winę tak jak się wywabia plamę lekkiem pociągnięciem wody z mydłem: widziałeś że są czarne, stają się w jednej chwili białe i niewinne; ty sam czujesz się szczęśliwy, iż nie obwiniono cię o jakąś zbrodnię nie do odpuszczenia. Przez chwilę, Lucjan i Luiza odzyskali złudzenie, mówili językiem przyjaźni; ale Lucjan, pijany nasyconą próżnością, pijany Koralją, która, powiedzmy to, czyniła mu życie łatwem, nie umiał odpowiedzieć jasno na to pytanie, które Luiza podkreśliła westchnieniem: „Czy jesteś szczęśliwy“. Melancholijne „nie“, byłoby się stało fortuną Lucjana. Poeta uznał za właściwe rozwieść się nad stosunkiem do Koralji; podniósł bezinteresowność jej uczucia, słowem, wszystkie brednie zadurzonego mężczyzny. Pani de Bargeton zagryzła wargi. Kości padły. Pani d’Espard, wraz z panią de Montcornet, podeszła do kuzynki. Lucjan uczuł się,
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/264
Ta strona została uwierzytelniona.