słowa. Dwaj dziennikarze dotarli właśnie do wybrzeża, przed nędzny sklepik Barbeta.
— Barbet, rzekł Stefan do księgarza, mamy pięć tysięcy Fendanta i Cavaliera na sześć, dziewięć i dwanaście; chce pan?
— Za tysiąc talarów, rzekł Barbet z niewzruszonym spokojem.
— Tysiąc talarów! wykrzyknął Lucjan.
— Nie dostanie pan nigdzie tyle, odparł księgarz. Ci panowie ogłoszą bankructwo przed upływem kwartału; ale ja wiem u nich o różnych dobrych książkach o sprzedaży twardej ale pewnej; oni nie mogą czekać, wezmę je w cenie gotówkowej i zwrócę im ich własne akcepty: w ten sposób, zdobędę dwa tysiące opustu na towarze.
— Chcesz stracić dwa tysiące? rzekł Stefan do Lucjana.
— Nie! wykrzyknął Lucjan, przestraszony tym pierwszym interesem.
— Źle robisz, odparł Stefan.
— Nie pozbędzie pan ich papieru nigdzie, rzekł Barbet. Dzieło pańskie jest ostatnim atutem Fendanta i Cavaliera; mogą wydrukować książkę jedynie zostawiając ją w depozycie u drukarza, sukces ocali ich ledwie na pół roku, prędzej czy później trzasną! Ci ludzie wypijają więcej lampeczek, niż sprzedają książek! Dla mnie, akcepty ich przedstawiają wartość, może pan tedy uzyskać kwotę wyższą od tej jaką dadzą eskonterzy, którzy będą uważali sam podpis. Rzemiosło eskontera polega na ocenieniu, czy, w razie upadłości, każdy z trzech podpisów może dać trzydzieści od sta; pan zaś daje tylko dwa podpisy, z których żaden nie wart ani dziesięć procent.
Przyjaciele spojrzeli po sobie, zdumieni iż z ust tego prostaka wychodzi analiza, w której, w niewielu słowach, mieści się cały duch eskontu.
— Bez gadania, Barbet, rzekł Lousteau. Gdzie możemy z tem iść?
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/282
Ta strona została uwierzytelniona.