cił jednemu ze swych kolegów iż zamiata togą deski kulis, sam spotkał się z połajanym, „toga w togę“, w foyer Wodwilu. Lousteau z Natanem podali tam wreszcie sobie ręce. Finot przychodził tam codziennie. Kiedy Lucjan miał czas, studjował tam nastrój swych wrogów; nieszczęśliwy chłopiec spotykał zawsze nieubłagany chłód.
W owym czasie, zajadłość stronnicza rodziła nienawiści o wiele poważniejsze niż dzisiaj. Na dłuższą metę, wszystko osłabiło się przez zbytnio napięte sprężyny. Dziś, krytyka, uczyniwszy autodafé z książki pisarza, podaje mu rękę. Ofiara musi uściskać ofiarnika, pod grozą śmieszności. W razie odmowy, pisarz zowie się antyspołeczny, niemożliwy w pożyciu, źle wychowany, przesiąknięty miłością własną, nieprzystępny, niekoleżeński, obraźliwy. Dziś, kiedy autor otrzymał zdradziecki cios w plecy, kiedy uniknął zastawionych z bezwstydną obłudą pułapek, kiedy zniósł najgorsze napaści, patrzy jak jego mordercy przychodzą mu rzec dzieńdobry i mają pretensje do jego szacunku, ba, przyjaźni! Wszystko tłumaczy się i usprawiedliwia w epoce w której przerobiono cnotę na występek, tak jak ochrzczono niektóre występki cnotami. Kamaraderja stała się najświętszą ze swobód. Przywódcy najsprzeczniejszych obozów mówią ze sobą grzecznemi półsłówkami, uprzejmemi aluzjami. W owym czasie, jeżeli kto jeszcze pamięta, dla pewnych pisarzów rojalistycznych i pewnych pisarzów liberalnych odwagą było znaleźć się w jednym teatrze. Padały najnienawistniejsze wyzwiska. Spojrzenia były naładowane jak pistolety, lada iskra mogła spowodować wystrzał sprzeczki. Któż nie słyszał, jak sąsiad jego klnie przez zęby, za wejściem kilku ludzi specjalnie wystawionych na ataki przeciwnego stronnictwa? Istniały wówczas jedynie dwie partje, rojalistów i liberałów, romantyków i klasyków, ta sama nienawiść pod dwiema formami, nienawiść która pozwala zrozumieć szafoty Konwentu. Lucjan, stawszy się zaciekłym rojalistą i romantykiem, z liberała i zagorzałego wolterjanina jakim był w początkach, podzielił wszystkie nienawiści, unoszące się nad głową człowieka najbardziej znienawidzonego liberałom owej epoki, Martainvilla, je-
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/297
Ta strona została uwierzytelniona.