— Nasz przyjaciel, poprawił des Lupeaulx, rzucając Lucjanowi serdeczne spojrzenie.
— Nasz przyjaciel, podjął Finot, ściskając rękę Lucjana, zrobił pod tym względem świetny los. Co prawda, Lucjan ma więcej zasobów, talentu, dowcipu niż wszyscy którzy mu zazdroszczą; następnie, ta jego bajeczna uroda... dawni przyjaciele nie mogą mu przebaczyć powodzenia, powiadają że ma szczęście.
— Tego rodzaju szczęście, rzekł des Lupeaulx, nie zdarza się nigdy głupcom ani niezdarom. Ba! czyż można nazwać szczęściem los Bonapartego? Było przed nim dwudziestu dowodzących generałów, jak obecnie jest stu młodych ludzi chcących się dostać do salonu panny de Touches, którą już swatają z tobą, mój drogi! rzekł des Lupeaulx, klepiąc po ramieniu Lucjana. Och, och! jesteś w wielkich łaskach. Panie d’Espard, de Bargeton i de Montcornet szaleją za tobą. Wszak jesteś dziś wieczór na balu u pani Firmiani, a jutro na raucie u księżnej de Grandlieu?
— Tak, rzekł Lucjan.
— Pozwól że ci przedstawię młodego bankiera, pana du Tillet[1], człowieka godnego ciebie. Umiał sobie, w krótkim przeciągu czasu, zdobyć ładne stanowisko.
Lucjan i du Tillet skłonili się, zawiązali rozmowę, bankier zaprosił Lucjana na obiad. Finot i des Lupeaulx, równie szczwani i dosyć znający się wzajem aby zawsze zostać przyjaciółmi, niby ciągnęli dalej zaczętą rozmowę; zostawili Lucjana, Merlina, du Tilleta i Natana, i przeszli w stronę kanapki w rogu.
— He, he! drogi przyjacielu, rzekł Finot, powiedz mi pan prawdę! Czy pozycję Lucjana można brać serjo? Wiesz pan, iż stał się on codzienną pastwą moich panów pisarzy; otóż, nim dam im wolną rękę, chciałem się pana poradzić, czy nie lepiej byłoby schować puginał do pochwy i wspierać go pocichu.