go miała być, wedle uświęconego wyrażenia, zjeżdżona. Lucjan odmówił artykułu. Odmowa ta wywołała najgwałtowniejsze zgorszenie u matadorów rojalizmu, przybyłych na konferencję. Oświadczono Lucjanowi stanowczo, że neofita nie może mieć woli: że, jeżeli mu nie dogadza wierność dla tronu i religji, może wrócić do dawnego obozu. Merlin i Martainville wzięli go na bok i zwrócili przyjacielsko uwagę, że wydaje Koralję na pastwę dzienników liberalnych, a niweczy możność obrony w pismach ministerjalnych i rojalistycznych. Aktorka (mówili) stanie się z pewnością przedmiotem zaciętej polemiki, zapewniającej ów rozgłos, za którym tak wzdychają w teatrze kobiety.
— Nie rozumiesz się na rzeczy, rzekł Martainville; Koralja będzie grała trzy miesiące w krzyżowym ogniu dzienników i zarobi trzydzieści tysięcy na prowincji podczas letniego urlopu. Dla czczych skrupułów, które człowiek polityczny powinien deptać, zabijasz Koralję i swoją przyszłość, pozbawiasz się chleba.
Lucjan stanął w konieczności wyboru między d’Arthezem a Koralją; kochanka będzie zgubiona, o ile on nie zarżnie d’Artheza w wielkim dzienniku i w Jutrzence. Biedny poeta wrócił do domu mając śmierć w duszy; usiadł w izdebce przy kominku i przeczytał książkę d’Artheza, jedną z najpiękniejszych w literaturze współczesnej. Uronił łzy przy niejednej stronnicy, wahał się długo, wreszcie napisał drwiący artykuł, z tych które umiał przyprawiać tak dobrze: wziął w ręce tę książkę tak, jak dzieci biorą pięknego ptaka aby go oskubać i zadręczyć. Zatrute jego koncepty były tej natury, iż mogły zaszkodzić książce. Kiedy odczytywał to piękne dzieło, wszystkie dobre uczucia Lucjana obudziły się; przebiegł Paryż o północy, dotarł do mieszkania d’Artheza, ujrzał, przez szyby, blask czystego i wstydliwego światła, które tak często oglądał ze słusznym podziwem dla szlachetnej wytrwałości tego prawdziwie wielkiego człowieka: nie miał sił aby wejść na górę, stał kilka chwil na progu. Wreszcie, popchnięty przez swego dobrego anioła, zapukał, zastał d’Artheza przy książce, bez ognia.
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/307
Ta strona została uwierzytelniona.