ciństwo. Zapewne, dla bogaczy którzy nigdy nie zaznali tego rodzaju cierpień, jest w tem wszystkiem coś mizernego i niewiarygodnego; ale cierpienia nędzarzy nie mniej zasługują na uwagę co wstrząsy które łamią życie potężnych i uprzywilejowanych. Czyż nie zdarza się tyleż boleści z jednej i z drugiej strony? Cierpienie daje wielkość wszystkiemu. Wreszcie, zmieńcie terminy: w miejsce ładnego stroju, pomieśćcie wstążeczkę, odznaczenie, tytuł. Te pozornie drobne rzeczy czyż nie były udręką wielu świetnych egzystencyj? Kwestja stroju jest zresztą niezmiernie doniosłą dla tych, którzy chcą mieć pozór iż mają to czego nie mają: często najlepszy sposób, aby to posiąść później. Lucjan oblał się zimnym potem, na myśl, iż, wieczorem, ma się zjawić w tem ubraniu w obliczu margrabiny d’Espard, krewnej ochmistrza dworu, kobiety u której bywały wszelkie znakomitości i to przesiane przez sito.
— Wyglądam na aptekarskiego synka, na chłopca sklepowego! powtarzał sobie z wściekłością, widząc dokoła zgrabnych, zalotnych, wyświeżonych młodych ludzi z arystokratycznych domów. Wszyscy mieli coś wspólnego we wzięciu, coś co ich upodabniało z sobą wytwornością linji, szlachetnością ruchu, wyrazem; różnili się zaś ramą, jaką każdy sobie obrał, aby uwydatnić indywidualne zalety. Wszyscy podkreślali swoje korzystne strony zapomocą pewnej charakteryzacji, na której młodzi ludzie w Paryżu rozumieją się równie dobrze jak kobiety. Lucjan posiadał po matce ową cenną dystynkcję fizyczną, której przewagi połyskiwały mu przed oczami; ale to złoto było w rudzie, nie obrobione umiejętną ręką. Był źle ostrzyżony. Zamiast podtrzymać głowę gibkim halsztukiem, chował ją niedbale w szpetnym kołnierzu; krawat, nie dając szyi oparcia, sprawiał iż głowa zwieszała się żałośnie. Któraż kobieta odgadłaby ładną nogę Lucjana w angulemskich buciorach? Któryż młody człowiek pozazdrościłby mu zgrabnej figury w niebieskim worku, wcielającym dotąd dla Lucjana paradne ubranie? Widział prześliczne spinki w koszulach olśniewającej białości, gdy jego była zrudziała! Wszyscy ci lalusie byli cudownie urękawicznieni, on
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.