Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/328

Ta strona została uwierzytelniona.

Któżby się troszczył o to!
Raz żyjem! tam do licha!
Z podwójną więc ochotą
Raj sączmy dziś z kielicha:
A więc,
A więc:
Pijmy, żyjmy,
Żyjmy, pijmy,
Z reszty sobie drwijmy!

W chwili gdy poeta śpiewał ten straszliwy ostatni kuplet, weszli Bianchon i d’Arthez i zastali go w paroksyzmie przygnębienia: wylewał strumienie łez i nie miał już sił aby przepisać na czysto piosenki. Kiedy, wśród łkań, odmalował swoje położenie, ujrzał łzy w oczach słuchaczy.
— To, rzekł d’Arthez, maże wiele błędów!
— Szczęśliwi którzy znajdują piekło na ziemi, rzekł poważnie ksiądz.
Widok pięknej umarłej, uśmiechającej się do wieczności, widok kochanka kupującego jej grób zapomocą podkasanych piosenek, Barbet opłacający koszta ostatniej posługi, te cztery świece dokoła aktorki, której spódniczka i czerwone pończochy z zielonemi strzałkami przyprawiały niegdyś o dreszcz całą salę, wreszcie, przy drzwiach, ksiądz który pojednał ją z Bogiem, wracający do kościoła aby odmówić mszę za zbawienie tej która tyle kochała! wszystkie te wielkości i ohydy, te cierpienia zmiażdżone ciężarem konieczności zmroziły wielkiego pisarza i wielkiego lekarza. Usiedli, nie mogąc wymówić słowa. Wszedł służący i oznajmił pannę des Touches. Piękna i szlachetna dziewczyna zrozumiała wszystko, podeszła żywo do Lucjana, uścisnęła mu dłoń i wsunęła w nią dwa tysiącfrankowe bilety.
— Już nie czas, rzekł, rzucając jej martwe spojrzenie.
D’Arthez, Bianchon i panna des Touches opuścili Lucjana dopiero wówczas, kiedy ukołysali jego rozpacz najsłodszemi słowy;