Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

dością, nadzieją, przyszłością, o słodkim uśmiechu? istoty której czarne oko było rozległe jak niebo, jarzące jak słońce? Śmiała się, rozmawiając z panią Firmiani, jedną z najbardziej uroczych kobiet w Paryżu. Jakiś głos krzyknął w Lucjanie: „Inteligencja, to dźwignia, którą porusza się świat“. Ale inny głos odkrzyknął, że punktem oparcia dla inteligencji jest pieniądz. Nie chcąc zostać pośród ruin swych marzeń i na scenie swej klęski, Lucjan skierował się ku Palais-Royal, wypytawszy się wprzódy: nie znał jeszcze topografji swej dzielnicy. Wszedł do Very’ego, zamówił, aby się wtajemniczyć w rozkosze Paryża, obiad zdolny pocieszyć go w rozpaczy. Butelka bordo, ostendzkie ostrygi, ryba, kuropatwa, torcik, owoce, stanowiły nec plus ultra jego pragnień. Zanurzył się w tej niewinnej rozpuście, obmyślając skarby dowcipu jakie roztoczy wieczór przed panią d’Espard, obiecując sobie okupić mizerję garderoby bogactwem intelektualnem. Wyrwała go z marzeń chwila rachunku, wydzierając mu pięćdziesiąt franków, z któremi spodziewał się zajść daleko w Paryżu. Obiad kosztował tyle, co miesiąc egzystencji w Angoulême. Toteż, Lucjan zamknął za sobą z szacunkiem drzwi tego pałacu, myśląc że nigdy więcej nie przestąpi jego progu.
— Ewa miała słuszność, rzekł do siebie, idąc kamienną galerją do domu aby zaczerpnąć nowy zapasik ze swej kasy, ceny w Paryżu inne są niż w Houmeau!
Idąc, podziwiał sklepy krawców, myśląc równocześnie o tualetach jakie widział rano.
— Nie, wykrzyknął, nie pokażę się w tych łachach pani d’Espard.
Pobiegł z chyżością jelenia do hotelu, wbiegł do pokoju, wziął sto talarów, i pośpieszył z powrotem do Palais-Royal aby się ubrać od stóp do głowy. Widział, przechodząc, magazyny obuwia, bielizny, kamizelek, fryzjerów, słowem przyszłą swą elegancję rozrzuconą w dziesiątku sklepów. Pierwszy z brzegu krawiec dał mu przymierzyć ubrań ile Lucjan zechciał, przekonywując go iż