Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkie są ostatniej mody. Lucjan wyszedł jako właściciel zielonego fraka, białych pantalonów i kolorowej kamizelki za sumę dwustu franków. Rychło znalazł parę trzewików, wykwintnych i leżących jak ulał. Wreszcie, zakupiwszy wszystko czego pragnął, zamówił fryzjera do hotelu, dokąd każdy z kupców dostawił swój towar. O siódmej, wsiadł do dorożki i kazał się zawieźć do Opery, ufryzowany jak lalka fryzjerska, połyskujący nową kamizelką, krawatką, ale nieco skrępowany w tym futerale. W myśl wskazówek pani de Bargeton, spytał o lożę szambelańską. Na widok człowieka któremu pożyczana elegancja dawała wygląd drużby z podmiejskiego wesela, kontroler poprosił o bilet.
— Nie mam.
— Zatem nie może pan wejść, brzmiała sucha odpowiedź.
— Jestem zaproszony przez panią d’Espard, rzekł.
— Nie jesteśmy obowiązani wiedzieć o tem, rzekł urzędnik, wymieniając niedostrzegalny uśmiech z kolegami.
W tej chwili, pod arkadami zatrzymał się powóz. Strzelec, którego Lucjan nie poznał, odchylił stopień pojazdu, z którego wysiadły dwie strojne kobiety.
— Ależ to właśnie margrabina d’Espard, którą jakoby pan zna, rzekł ironicznie kontroler.
Lucjan był tem bardziej oszołomiony, iż pani de Bargeton wyraźnie nie poznała go w nowem upierzeniu; ale kiedy podszedł bliżej, uśmiechnęła się i rzekła:
— Doskonale się składa, niech pan idzie z nami!
Kontrolerzy przestali się uśmiechać. Lucjan szedł za panią de Bargeton, która, wstępując po szerokich schodach, przedstawiła swego Rubemprégo kuzynce. Loża szambelańska znajduje się w jednem z wypukłych wcięć sali: jest na widoku i widać z niej na wszystkie strony. Lucjan umieścił się za panią de Bargeton, szczęśliwy iż może znaleźć się w cieniu.
— Panie de Rubempré, rzekła uprzejmie margrabina, jest pan