Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

w których było więcej dowcipu, więcej głębi niż we wszystkiem co Anais słyszała przez miesiąc na prowincji, kiedy zwłaszcza wielki poeta rzucił parę lotnych słów, w których malował się cały zmysł epoki, pozytywny ale ozłocony poezją, Luiza pojęła to, co Châtelet powiedział jej wczoraj: Lucjan był już niczem. Każdy patrzał na biednego intruza z tak okrutną obojętnością, był on tam tak zupełnie cudzoziemcem nie znającym języka, że margrabinie żal się go zrobiło.
— Pozwoli pan, rzekła do Canalisa, że mu przedstawię pana de Rubempré. Zajmuje pan w literaturze zbyt wysokie stanowisko, aby nie przygarnąć młodego adepta. Pan de Rubempré przybywa z Angoulême, będzie z pewnością potrzebował pańskiego poparcia u tych, którzy stawiają tutaj talent na świeczniku. Nie ma jeszcze wrogów, którzy mogliby mu stworzyć powodzenie swemi atakami. Czyż nie byłoby dziełem dość oryginalnem, godnem aby się o nie pokusić, zyskać mu ręką przyjaźni to, co pan otrzymał z ręki nienawiści?
Podczas słów margrabiny, czterej nowoprzybyli spojrzeli na Lucjana. Mimo iż był o dwa kroki, de Marsay podniósł lorynetkę aby się mu przypatrzyć. Spojrzenie jego przechodziło z Lucjana na panią de Bargeton, z pani de Bargeton na Lucjana, łącząc ich zapomocą drwiącej myśli która okrutnie upokorzyła oboje; przyglądał się im jak dwom osobliwym zwierzętom i uśmiechał się. Uśmiech ten był niby żgnięcie sztyletu dla wielkiego człowieka z prowincji. Feliks de Vandenesse przybrał wyraz miłosierny. Montriveau rzucił na Lucjana spojrzenie zdolne przeniknąć go do rdzenia.
— Pani, rzekł Canalis pochylając głowę, będę posłuszny, mimo iż osobisty interes każe nie hodować sobie rywalów; ale pani przyzwyczaiła nas do cudów.
— Dobrze więc, zrobi mi pan tę przyjemność, aby przyjść na obiad w poniedziałek z panem de Rubempré, pomówicie swobodniej niż tutaj o sprawach literackich; będę się starała ściągnąć