riveau. Ten ostatni tytuł miał taką wartość, że pani de Bargeton mogła zauważyć w tonie, w spojrzeniach i obejściu czterech gości margrabiny, iż uznają, bez dyskusji, Châteleta za jednego ze swoich. Nais zrozumiała nagle sułtańskie tony Châteleta na prowincji. Wreszcie Châtelet ujrzał Lucjana; pozdrowił go suchym i zimnym ukłonem, zapomocą którego jeden mężczyzna podcina nogi drugiemu, podkreślając wobec świata jego nicość. Ukłonowi towarzyszył drwiący wyraz, który zdawał się mówić: „Jakim cudem ten tutaj?“ Zrozumiano go, de Marsay bowiem nachylił się do generała, mówiąc mu do ucha tak aby baron go słyszał:
— Niech się pan spyta, kto jest ten laluś, wyglądający jak manekin z magazynu gotowych ubrań.
Châtelet szeptał chwilę do swego towarzysza, odciągnąwszy go jakgdyby dla odnowienia wspomnień i z pewnością oskubał rywala do nitki. Lucjan był zdumiony ciętością, przytomnością umysłu z jaką ci ludzie formułowali swoje odpowiedzi, oszołomiony błyskotliwością ich dowcipu, zwłaszcza lekkością słowa i swobodą wzięcia. Zbytek, który rano przeraził go w szczegółach zewnętrznych, teraz odsłaniał mu się w dziedzinie myśli. Zapytywał sam siebie, zapomocą jakiego sekretu ludzie ci znajdują na końcu języka trafne odpowiedzi, spostrzeżenia jakie on byłby zdolny wysmażyć chyba po długiem rozmyślaniu. A potem, u tych pięciu światowców czuło się swobodę nietylko w słowach, ale i w stroju: nie mieli na sobie nic nowego ani nic starego. Nic w nich nie błyszczało, a wszystko wabiło oko. Zbytek ich robił wrażenie czegoś codziennego, wrodzonego. Lucjan czuł, iż wygląda na człowieka, który się ubrał po raz pierwszy w życiu.
— Patrzno, patrz, rzekł de Marsay do Feliksa de Vandenesse, ten hultaj Rastignac pomyka jak kula karabinowa! ot, widzisz go u margrabiny de Listomère, robi postępy, lornetuje nas! Zapewne musi znać pana... ciągnął dandys zwracając się do Lucjana, ale nie patrząc nań.
— Trudno przypuścić, odparła pani de Bargeton, aby nazwi-
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.