yal i położył się wcześnie spać. W niedzielę, o jedenastej, udał się do Luizy; jeszcze nie wstała. Wrócił o drugiej.
— Pani nie przyjmuje jeszcze, rzekła Albertyna; ale dała mi list dla pana.
— Nie przyjmuje jeszcze? powtórzył Lucjan. Ależ ja nie jestem obcy...
— Nie wiem, rzekła Albertyna z impertynencką miną.
Lucjan, mniej zdumiony odpowiedzią Albertyny niż tem że otrzymuje list od pani de Bargeton, wziął bilecik i przeczytał na ulicy te okrutne słowa:
„Pani d’Espard jest niezdrowa, nie będzie mogła przyjąć pana w poniedziałek. Ja także nie czuję się dobrze; mimo to, ubiorę się aby jej dotrzymać towarzystwa. Jestem bardzo zmartwiona tą drobną przeciwnością, ale pańskie talenty dodają mi otuchy; nie wątpię, iż wybijesz się bez szarlatanerji“.
— Niema nawet podpisu! rzekł do siebie Lucjan, który znalazł się w Tuillerjach nie wiedząc kiedy.
Dar jasnowidzenia, jaki posiadają niekiedy artyści, pozwolił mu przewidzieć katastrofę którą zwiastował ten chłodny bilecik. Szedł, zatopiony w myślach, przed siebie, patrząc na pomniki zdobiące plac Ludwika XV. Była pogoda. Strojne powozy przejeżdżały nieustannie przed oczyma Lucjana, kierując się ku Polom Elizejskim. Wmieszał się w tłum przechodniów i ujrzał kilka tysięcy powozów, które, każdego pogodnego dnia, napływają w to miejsce. Oszołomiony zbytkiem koni, tualet i liberji, szedł wciąż dalej, i zaszedł aż do rozpoczętej budowy Łuku tryumfalnego. Cóż się w nim działo, kiedy, wracając, ujrzał zbliżającą się ku niemu panią d’Espard i panią de Bargeton w prześlicznie zaprzężonym pojeździe. Ujrzał powiewające z tyłu pióra strzelca, którego poznał po zielonej, haftowanej złotem liberji. Sznur powozów zatrzymał się z powodu natłoku. Lucjan mógł się przyjrzeć Luizie w nowem przebraniu; była nie do poznania. Kolory dobrane były w sposób uwydatniający cerę; suknia zachwycająca; włosy ułożone ze smakiem; ka-
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.