olbrzymi ruch. Chłopcy biegają bez wytchnienia, wszyscy zajęci, wszyscy potrzebni. Potrawy są mało urozmaicone. Ziemniaki są tam wieczne, mogłoby nie być ani jednego ziemniaka w Irlandji, mogłoby ich braknąć wszędzie, u Flicoteaux znalazłyby się jeszcze. Pojawiają się, od trzydziestu lat, w owym kolorze blond ulubionym przez Tycjana, upstrzone zieleninką, i cieszą się przywilejem budzącym zazdrość w kobietach: takie jak się je widziało w roku 1814, takie są i w roku 1840. Kotlety baranie, filety wołowe są na karcie owego zakładu tem co bażanty, pulardy na karcie Very’ego: potrawy nadzwyczajne, które zamawia się od rana. Samica wołu króluje tu, nieletni zaś jej syn objawia się pod nader urozmaiconemi postaciami. Kiedy merlany, makroty nawiedzają wybrzeża Oceanu, roi się od nich u Flicoteaux. Wszystko tu jest w związku z kolejami rolnictwa i kaprysami pór roku. Można się tam dowiedzieć o rzeczach o których nie mają pojęcia bogacze, próżniacy, ludzie obojętni na fazy natury. Student zamknięty w dzielnicy Łacińskiej posiada najdokładniejszą świadomość czasu: wie kiedy obrodziła fasolka i groszek, kiedy Hale zalane są kapustą i czy urodzaj na buraki zawiódł. Odwieczna potwarz, powtarzana w chwili gdy Lucjan tam bywał, uporczywie przypisywała pojawienie się befsztyków jakiejś śmiertelności wśród rasy końskiej. Mało restauracyj paryskich przedstawie równie powabny wygląd. Tam jedynie spotkasz młodość i wiarę, tam jedynie nędzę dźwiganą z humorem, mimo że nie brak i twarzy żarliwych i poważnych, posępnych i niespokojnych. Stroje przeważnie zaniedbane. To też zwraca uwagę każdy bywalec, gdy, przypadkowo, zjawi się starannie ubrany. Wszyscy wiedzą, że ten nadzwyczajny strój oznacza schadzkę, teatr lub dystyngowaną wizytę. Zawiązywały się tam, jak powiadają, częste przyjaźnie między studentami, którzy później dochodzili do sławy, jak się to pokaże w tem opowiadaniu. Bądź co bądź, z wyjątkiem kółek krajanów, skupionych na końcu stołu, zwykle biesiadnicy zachowują powagę która niełatwo się rozchmurza, może z przyczyny katolicyzmu wina, nie sprzyjającego zbytniej rozlew-
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.