Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

ności. Ci, którzy uczęszczali do Flicoteaux, mogą sobie przypomnieć wiele ponurych i tajemniczych osobistości, zawiniętych w mgły najmroźniejszej nędzy, które mogły tam jadać dziesięć lat, i zniknąć tak, iż żadne światło nie oświeciło tych błędnych ogników Paryża w oczach najciekawszych bywalców. Przyjaźnie naszkicowane u Flicoteaux, pieczętowało się w sąsiednich kawiarniach przy płomyku ponczu lub pół-szklaneczce czarnej kawy, zakropionej jakimś likworem.
W pierwszych dniach instalacji w hotelu Cluny, Lucjan, jak każdy neofita, przestrzegał nieśmiałych i regularnych obyczajów. Po smutnej próbie życia na wielką stopę które pochłonęło jego kapitały, rzucił się w pracę z owym pierwszym zapałem tak szybko rozpraszającym się pod wpływem trudności i rozrywek, jakie Paryż nastręcza wszystkim egzystencjom, najzbytkowniejszym i najuboższym, a których pokonanie wymaga zaciekłej energji prawdziwego talentu lub posępnej a wytrwałej ambicji. Lucjan wpadał do Flicoteaux około wpół do piątej, zauważywszy korzyści pierwszeństwa; potrawy były nieco bardziej urozmaicone; łatwiej było spotkać swoje ulubione dania. Jak wszystkie poetyczne natury, upodobał sobie jedno miejsce, a wybór jego świadczył o bystrej orjentacji. Od pierwszego dnia zauważył, koło bufetu, stolik, przy którym fizjognomje, jak również chwytane w lot rozmowy, zdradziły mu kolegów po piórze. Zresztą, instynkt szeptał mu, iż, sadowiąc się blisko bufetu, łatwiej będzie mógł nawiązać dyplomatyczne stosunki z zarządem. Z biegiem czasu, wytworzy się znajomość, i, w dobie finansowej niedoli, zdoła z pewnością uzyskać niezbędny kredyt. Usiadł tedy w pobliżu bufetu, przy kwadratowym stoliku, gdzie spostrzegł jedynie dwa nakrycia, zdobne czystemi serwetkami bez obrączki, przeznaczone widocznie dla przygodnych gości. Vis-à-vis Lucjana stanowił szczupły i blady młody człowiek, najwyraźniej równie biedny jak on. Piękna twarz, już przywiędła, świadczyła, iż zawiedzione nadzieje znużyły jego czoło i zostawiły w duszy bruzdy, w których nie wschodziło płodne ziarno. Te ślady