je skrzętnie i odnosił nazajutrz. Mały, szczupły i blady ten pracownik ukrywał piękne czoło pod gęstą, czarną, dość licho utrzymaną czupryną, miał ładne ręce, i uderzał pewnem podobieństwem do Bonapartego na rycinie Roberta Lefebre. Rycina ta, to cały poemat pełnej żaru melancholji, hamowanej ambicji, ukrytej gorączki czynu. Przyjrzyjcie się dobrze: ujrzycie genjusz, powściągliwość, przebiegłość i wielkość. Oczy iskrzą się sprytem jak oczy kobiety. Spojrzenie chciwe przestrzeni, żądne przeszkód i walki. Gdyby nawet nie widniało u dołu nazwisko Bonapartego, i tak patrzylibyście nań równie długo. Młody człowiek, który wcielał tę rycinę, nosił zazwyczaj spodnie wpuszczone w grube trzewiki, surdut z pospolitego sukna, czarny krawat, pstrokatą kamizelkę pod szyję i tani kapelusz. Wzgarda jego dla wszelkiego zbytku była widoczna. Ten tajemniczy nieznajomy, naznaczony piętnem jakie Duch wyciska na czole swych niewolników, zjawiał się u Flicoteaux najregularniej ze stałych gości: jadł aby żyć, nie zwracając uwagi na potrawy, pił wodę. Czy to w bibljotece, czy u Flicoteaux, miał we wszystkiem jakąś godność, która płynęła zpewnością ze świadomości życia zaprzątniętego czemś wielkiem i czyniła go niedostępnym. Spojrzenie było nabrzmiałe myślami. Medytacja zamieszkiwała piękne, szlachetnie narysowane czoło. Oczy, czarne i żywe, bystre i szybkie, świadczyły o nawyku zgłębiania rzeczy do dna. Ruchy miał proste i poważne. Lucjan czuł wobec niego mimowolny szacunek. Już kilka razy wymienili spojrzenia jakgdyby chcąc przemówić, ale żaden nie śmiał. Milczący młody człowiek zajmował miejsce w głębi sali, blisko okna wychodzącego na Plac Sorbony, Lucjan nie mógł się tedy zbliżyć, mimo iż czuł bezwiedny pociąg do tego młodego pracownika zdradzającego nieomylne oznaki wyższości. Obaj, jak to sobie wyznali później, należeli do owych dziewiczych i nieśmiałych natur, wydanych na pastwę wszystkich lęków i wzruszeń właściwych samotnikom. Gdyby nie nagłe spotkanie w chwili nieszczęścia które dotknęło Lucjana, może nie zetknęliby
Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.